Image default
Harasiuki Historia regionu Huta Podgórna Miejsca pamięci

Tragiczne wydarzenia w Harasiukach – czerwiec 1944 rok. Wspomnienia mieszkańców

Za kilka dni minie 79 lat od tragicznych czerwcowych wydarzeń jakie miały miejsce w Harasiukach.
Do tej wsi całymi dniami w drugiej połowie czerwca 1944 roku pędzono schwytanych w okolicznych lasach partyzantów, ale przede wszystkim ludność cywilną. Tutaj przez kilkanaście dni była umieszczona polowa agenda Gestapo, a na końcu wsi dokonano egzekucji na kilkudziesięciu osobach.

Od 12 do 16 czerwca 1944 roku w Hucie Podgórnej w domu Józefa Małka mieścił się punkt zborny dla schwytanych partyzantów i cywili. Przez trzy dni bez jedzenia i picia przetrzymywano w komorze osoby, a następnie wyprowadzano do stodoły i tam przesłuchiwano.
Bezimiennego partyzanta maltretowano pałkami, bito pięściami, kopano, kłuto nożami w celu wydania kolegów, a na koniec zabito pomiędzy zabudowaniami Józefa Małka.
Być może stamtąd osoby, które zostały przy życiu, pod eskortą Kałmuków przyprowadzono do Harasiuk w celu dalszego przesłuchania.

Część osób w Harasiukach była przed śmiercią skrępowana drutem kolczastym i tratowana końmi. Świadków pamietających tamte wydarzenia już coraz mniej, a i teren od tamtego czasu zmienił się znacznie, lecz ziemia jest w dalszym ciągu zroszona polską krwią.

Tak wspominają te dni mieszkańcy Harasiuk.

Maria Tymofiewicz:

We wsi Harasiuki mieszkam od urodzenia. W okresie okupacji również zamieszkiwałam w Harasiukach wraz z trojgiem nieletnich dzieci. Przypominam sobie, że w miesiącu czerwcu 1944 roku, daty dokładnie nie pamiętam, do wsi Harasiuki przyjechał dość duży oddział Kałmyków w sile około 600 osób. Większość Kałmyków było konno, niektórzy Kałmycy byli nawet z całymi rodzinami, to jest dziećmi i żonami. Uzbrojeni byli w różną broń maszynową i pojedyncze karabiny, umundurowani byli w mundury niemieckie. W całej wsi Harasiuki zakwaterowali się u poszczególnych gospodarzy i przebywali przez okres około dwóch tygodni. Przez cały okres pobytu we wsi Harasiuki Kałmycy codziennie organizowali obławy w okolicznych wioskach Harasiuk jak: Rogóźnia, Banachy, Gózd Huciański, Szeliga, Maziarnia, Huta Plebańska, Huta Nowa i innych wioskach których już nie pamiętam. W organizowanych obławach tych wiosek Kałmycy codziennie prowadzili, a raczej gnali pieszo dość dużą ilość osób, lecz dokładnej liczby określić nie mogę. Zatrzymane osoby zganiali do jednego mieszkania, jak sobie przypominam, to umieszczali ich w pustym domu u Sieradzkiego zamieszkałego w Harasiukach. Następnego dnia zatrzymane osoby pędzili pod konwojem uzbrojonych Kałłmyków przez wieś Harasiuki w kierunku rzeki Tanwi i tam osoby te rozstrzeliwano. Ja w tym czasie w obawie przed śmiercią ukryłam się na strychu swego domu i szparami facjaty widziałam osobiście jak Kałmycy rozstrzeliwali tych ludzi. Moment rozstrzelania widziałam dokładnie, ponieważ moje mieszkanie jest ostatnim zabudowaniem wioski Harasiuki. Od mojego domu do miejsca rozstrzeliwania tych ludzi dzieli od niego odległość 300 metrów. W dniu masowej zbrodni dzień był pogodny, a działo się to około godziny 12-tej. Do osób zgrupowanych nad rzeką Tanwią Kałmycy strzelali z broni maszynowej, a następnie osoby ranne dobijano z broni pojedynczej. Większość rozstrzelanych było mężczyzn w różnym wieku. W dniu tym rozstrzelano około 42 osoby. Po upływie około trzech dni od masowej zbrodni, kiedy Kałmycy odjechali ze wsi Harasiuki, ja osobiście udałam się na miejsce zbrodni i widziałam osoby pomordowane leżące zbroczone krwią w czterech dołach przysypanych cienką warstwą piachu tak, że trupy leżące na wierzchu były widoczne. W tym czasie rodziny pomordowanych przyjeżdżali furmankami z różnych wiosek na miejsce zbrodni i szukali wśród zabitych swoich znajomych i krewnych, a następnie zabierając je ze sobą i chowając na parafialnych cmentarzach. Osoby nie rozpoznane ze względu na zmasakrowane ciała pozostały na miejscu. Obecnie w tym miejscu znajduję się wspólna mogiła, która jest ogrodzona brzozowymi żerdziami, a na środku tej mogiły stoi krzyż wykonany z drzewa brzozowego. Czy obecnie w tej mogile znajdują się zwłoki tego dokładnie nie wiem, ponieważ po kilku latach mogiłę tę odkopywano i zabierano pozostałe zwłoki, lecz kto i w jakim celu tego nie wiem. Wśród zamordowanych znany mi był tylko Marek Gumiela pochodzący ze wsi Harasiuki. Innych osób nie rozpoznałam, gdyż większość pomordowanych pochodziło z odległych wiosek od Harasiuk. Po dokonanej zbrodni Kałmycy rabowali cały inwentarz martwy i żywy w całej wsi Harasiuki. Mnie osobiście Kałmycy zrabowali cały dobytek w postaci konia, wozu i żywności. W czasie rabunku kiedy zaczęłam płakać jeden z Kałmyków zdjął posiadany automat zawieszony na ramieniu i tymi słowami powiedział: „czewo ty żalejesz siczas ciebia ubiju”. Po tym rabunku Kałmycy odjechali ze wsi Harasiuki w niewiadomym kierunku”.    

Świadek tych wydarzeń Maria Tymofiewicz z domu Chytrosz w czasie tych tragicznych wydarzeń w czerwcu 1944 roku miała 48 lat. Wypowiedź jest z 1966 r.


Maria Termena

W rannych godzinach w czerwcu 1944 roku do mego mieszkania przyszedł żołnierz z bronią, ubrany w niemiecki mundur, niskiego wzrostu, okrągłej twarzy, blondyn, niepodobny do Kałmyka. Po wejściu do mieszkania mówił on czysto po polsku zapytując czy tu mieszka Termena Józef?
Mąż mój odpowiedział, że jest we własnej osobie. Wówczas żołnierz ten kazał mężowi udać się razem z nim do sztabu w Harasiukach, który rekrutował się z Kałmyków. W sztabie tym mąż przebywał dwa dni, był bity, którego widziałam na własne oczy, ponieważ nosiłam mu jedzenie. Po dwóch dniach mąż został wyprowadzony przez dwóch Kałmyków pod las za wsią Harasiuki i tam został zabity. Ja osobiście momentu zabójstwa mego męża nie widziałem. Po zabójstwie mego męża Kałmycy wyjechali z Harasiuk, a przyjechali Niemcy, wówczas zwróciłam się do oficera niemieckiego, że mąż został zabity przez Kałmyków. Ten oświadczył, żeby pójść po ludzi, zrobić trumnę i pochować na cmentarzu. Mąż mój wówczas liczył 33 lata [..]”

Maria Termena z domu Mantycka w czerwcu 1944 roku miała 49 lat.


Stanisław Chudy

„[..] W miesiącu czerwcu 1944 roku, daty dokładnie nie pamiętam, między godziną 10-11 do wsi Harasiuki przybyli Kałmycy. Ja wówczas byłem w domu. Oni przybyli konno i na podwodach. Było ich dość dużo, jak się później zorientowałem to prawie u każdego gospodarza stało po jednej lub dwie podwody, a wówczas nasza wieś liczyła 120 budynków mieszkalnych. Kałmycy uzbrojeni byli w różną broń jak karabiny, automaty i broń maszynową. Ubrani byli w mundury niemieckie i rosyjskie. Razem z Kałmykami przybyło do wsi 9 Niemców, którzy posiadali samochód osobowy i samochód ciężarowy. Kierowca samochodu osobowego władał językiem polskim. Dowódca Niemców był mężczyzną w wieku około 60 lat, blondyn, siwe włosy, gruby, który zakwaterował u mego sąsiada Derylaka Adama – obecnie nie żyje. Pomieszczenie na kancelarię Kałmycy i Niemcy zorganizowali w miejscowej szkole. U mnie zakwaterował jeden z Kałmyków, który pełnił jakieś stanowisko podoficerskie. Jak się zorientowałem to całym tym oddziałem Kałmyckim dowodziło trzech wyższych oficerów stopniem Kałmyków. Oficerowie ci nie nosili żadnych odznaczeń jakie zazwyczaj noszą oficerowie w poszczególnych armiach. Poznałem ich po tym, że byli to oficerowie wyżsi, gdyż przez całą dobę obok ich miejsca zakwaterowania trzymana była warta, posiadali aparaty telefoniczne, które zostały założone z chwilą ich przybycia. U tego Kałmyka który u mnie mieszkał aparatu telefonicznego nie było. Rysopis tego Kałmyka był następujący: oczy skośne, ciemno blondyn, wzrostu około 165 cm, tuszy średniej, lat około 30, stopień wojskowy kapral, gdyż miał na ramieniu dwie belek oraz na mundurze przyszyte litery SE. Władał językiem rosyjskim. Kałmycy nie tylko w tym czasie przebywali w Harasiukach, a byli również we wsiach jak: Łazorach, Derylakach, Rogóźni, Hucie Krzeszowskiej, Goździe Huciańskim, Sierakowie, Żuku, Szelidze, Maziarni, Momotach Górnych i Dolnych, Ujściu, Szewcach i Kiszkach. Wszystkie te wsie wówczas należały do powiatu biłgorajskiego. Po przybyciu Kałmyków do wsi zorientowałem się, że przyjechali oni na akcję przeciwko partyzantom. U nas we wsi przebywali oni około dwóch tygodni.
[..] W celach rozpoznawczych podczas wypadu na partyzantów Kałmycy nakładali na lewą rękę munduru czerwoną opaskę. Był to ich znak rozpoznawczy, gdyż partyzanci również chodzili w podobnych mundurach.
[..] Zaczęły chodzić pogłoski, że Kałmycy biją i strzelają ludzi. Po otrzymaniu tych informacji na ten temat wszedłem w rozmowę z tym Kałmykiem co u mnie mieszkał. Począłem mu robić wymówki o złym ich postępowaniu. Wówczas ten Kałmyk doniósł o tym swoim przełożonym. Po tej rozmowie zostałem przez niego doprowadzony do sztaby gdzie zostałem przesłuchany. Przesłuchiwała mnie kobieta, pytała mnie skąd umiem władać językiem rosyjskim oraz jaką mam łączność z partyzantami. Po przekonaniu jej, że jestem niewinny zostałem przez nią zwolniony. Kobieta ta władała językiem ukraińskim. Była ona wzrostu średniego, blondynka, tuszy średniej, twarz okrągła, lat około 24. Ubrana była w zielony mundur i spódniczkę, koloru nie pamiętam. Stopnia wojskowego na mundurze nie posiadała. Wieczorem tego samego dnia przyszło do mego domu dwóch Kałmyków, którzy powiedzieli mi abym z nimi poszedł na przesłuchanie. Z uwagi na to, że przeczuwałem, że może stać mi się krzywda wykorzystałem nieuwagę Kałmyków i zbiegłem przedostając się do oddziału partyzanckiego. Na drugi dzień, jak później dowiedziałem się, za wsią Harasiuki w kierunku wsi Gozdu Lipińskiego Kałmycy rozstrzelali ponad 40 osób. Naocznym świadkiem nie byłem podczas egzekucji [..]”

Stanisław Chudy w tym czasie miał 37 lat.


Warto dodać, że jedną z osób rozstrzelanych w Harasiukach był Józef Trembuła urodzony w Bojarach, zamieszkały w Momotach, brat Julii Trembuły ps. „Klementyna” łączniczki z oddziału partyzanckiego AK pod dowództwem Józefa Steglińskiego ps. „Cord”

Related posts

Leave a Comment