13 września, to dzień, w którym wspomnieniami będziemy powracali do tego dnia 13 września 1939 r., kiedy to za sprawą barbarzyńskich lotników niemieckich Frampol mógł zniknąć z powierzchni ziemi.
Czemu miejscowość niemająca żadnego znaczenia strategicznego została zbombardowana? Czy ze względu na swój unikalny kształt? Czy też bez powodu, a jedynie tylko po to, aby palić i niszczyć wszystko, co stało na drodze najeźdźców, i zastraszać ludność cywilną i odbierać ducha broniących Ojczyznę żołnierzy.
Jednym z celów hitlerowskiego lotnictwa były obiekty kultu religijnego, tak kościołów jak i synagog. Możemy zadać sobie pytanie, czy ludność Frampola przygotowana była w jakiś sposób do tej wojny? I tu chyba musimy powiedzieć, że raczej nie. Ale życie i toczące się działania wojenne szybko edukowały społeczeństwo. Młodzi licealiści utworzyli punkt nasłuchowo – ostrzegawczy przed nalotami i już 4 września rozpoczęli dyżury na wieży kościoła. Nie było to miejsce zbyt dobre, ponieważ ze względu na okiennice okien wieży niemożliwa była obserwacja całego nieba. Załogę punktu obserwacyjnego stanowili Jerzy Czerwiński, Jasio Świś, Oszust (Osiński) Eugeniusz, Jerzy Siemień i Stanisław Dziuba. W dyżurach na punkcie obserwacyjnym brał również udział Maryś Derwich, siostrzeniec Jerzego Czerwińskiego. Punkt nasłuchowo obserwacyjny miał służbę od godziny 6-tej do zmroku, wyposażeniem załogi była trąbka za pomocą, której dawano znać o zbliżających się samolotach, dyżurny strażak uderzając w szynę i za pomocą syreny ręcznej wzniecał alarm dla ludności.
Nalot i bombardowanie Frampola 13 września 1939 roku poprzedziły dwa incydenty, to jest: zrzucenie 8 września dwóch bomb koło kapliczki Matki Boskiej Bolesnej na powracających z kościoła mieszkańców Sokołówki, oraz próba zniszczenia synagogi w dniu 11 września; bomby zrzucone zostały przy ulicy Nowej na styku z ulicą Łąkową, próba nieudana.
A tak te dni przed bombardowaniem opisuje w swych wspomnieniach Jerzy Czerwiński:
„My młodzi po pierwszym ataku lotniczym zrozumieliśmy, że pomimo przejścia przeszkolenia w ramach PW na odcinku obrony przeciwlotniczej i p. gaz, nie jesteśmy do nowoczesnej wojny przygotowani, a szczególnie brakuje nam odporności psychicznej, ulegamy strachowi, jaki opanowuje środowisko, w jakim się znajdujemy. Robimy i postępujemy tak, jak wszyscy porwani lękiem i szukający bezpiecznego miejsca.
Skutki pożaru i zniszczenia w wyniku bombardowania i ostrzelania Janowa Lub. Spowodowały, że straż pożarna opuściła remizę znajdującą się w środku Rynku i przeniosła się do części północnej miasteczka, do sadu owocowego przy ul. Orzechowej, należącego do gospodarstwa Stanisława Sobczaka.
Nasz punkt alarmowo — nasłuchowy przenieśliśmy z wieży kościelnej na wzgórza Roztocza, po prawej stronie szosy z Frampola do Goraja, umieszczając go w dogodnym wgłębieniu zabezpieczającym nas nawet od obstrzału z pokładu samolotu. Uzyskaliśmy dodatkowe możliwości dalekiej obserwacji zarówno nieba jak i terenu. Mieliśmy przed sobą wgląd na cały rejon powietrzny Frampola i daleki wgląd na drogi Frampol – Szczebrzeszyn, Frampol – Biłgoraj, Frampol— Janów Lub.
Widoczność mieliśmy dobrą i piękną. Widok na wielki kompleks lasów ciągnących się od Puszczy Solskiej, aż do lasów Janowsko — Lipskich. Trudności obserwacyjne występowały od strony północnej naszego punktu, widoczność utrudniały wzniesienia Roztocza.
Tutaj mogliśmy w oparciu o możliwości wzrokowe, dokładnie penetrować teren i podawać sygnały o zbliżających się samolotach nieprzyjacielskich, a rozpoczęły one już stałe przeloty bojowe wzdłuż tras transportowych: Janów Lub., Frampol, Szczebrzeszyn, aż do Zamościa, Janów Lub.- Frampol, Biłgoraj, Tomaszów Lub. Okazało się, że zagubiony gdzieś w lasach Frampol, stał się ważnym punktem na mapach prowadzonej wojny.
Wojna ta z każdym dniem zbliżała się w naszym kierunku, na nasze tereny”.
Dyżurni z punktu obserwacyjno – alarmowego widzą dymy płonącego Janowa Lubelskiego i Biłgoraja, zdają sobie sprawę, że niebezpieczeństwo jest tuż tuż.
13 września 1939 r.
Jak zwykle został Frampol zapełniony „uciekinierami” i taborami wojska.
Czy ludzie odczuwali strach? Na pewno tak, tylko jedni nie wstydzili się tego okazywać, a drudzy udawali bohaterów. Wszystko wyłaziło, jak następowała katastrofa i objawiało się rzeczywistością. Tego dnia Jerzy Czerwiński ja jak zwykle udał się z trąbką pod pachą na punkt obserwacyjny do kolegów.
Jest następny, już trzynasty dzień wojny obronnej z Niemcami, pogodny i słoneczny. Dyżur pełniony, jak zwykle w tym samym trzyosobowym składzie. Część jakoś się w międzyczasie wykruszyła i zrezygnowała z dyżurów w punkcie obserwacyjnym.
Dyżurnym rzuca się w oczy zmniejszający się stopniowo napływ „uciekinierów”, ale wzrastający ruch na drodze oddziałów i taborów wojskowych, które również zatrzymują się na odpoczynek we Frampolu.
Jeszcze raz powrócę do wspomnień Jerzego Czerwińskiego:
„Mogła być godzina pomiędzy 16—17, żaden z nas nie miał zegarka (ci, co byli w domach twierdzą, że o 15.30), usłyszeliśmy od zachodu dolatujące ciężkie buczenie i dudnienie niemieckich bombowców. Janek Świś zatrąbił kilka razy podając umówiony sygnał ostrzegawczy dla straży pożarnej stojącej w ogrodzie St. Sobczaka. Ułożeni na obrzeżu wgłębienia, w którym zainstalowany był punkt obserwacyjny słyszymy dalekie wycie syreny i wypatrujemy nieprzyjacielskie samoloty. Patrzymy z trudnością, gdyż słońce świeci nam w oczy, ale Gienek pierwszy zobaczył i krzykiem pomógł nam ich odnalezienie na niebie.
Już dochodząc przestrzeni powietrznej nad Frampolem, na dużej wysokości, ale dość dobrze widoczne suną cztery trójki niemieckich bombowców symetrycznie równiutko zawieszone na niebie jak nie na wojnie a na defiladzie. Patrząc niżej na pola, widzimy jak miedzami szybko umykają będący dotychczas przy gospodarstwach mieszkańcy północnej części miasteczka.
Samoloty przelatują bardzo spokojnie utrzymując idealny kierunek z zachodu na wschód.
Obserwuję dalej, szczególnie zwracając uwagę na okolice kościoła, organistówki i ogrodów plebanii, gdyż tam jest gdzieś mój ojciec, który do końca nie dał sobie przetłumaczyć, że należy wychodzić na dzień z Frampola. Wiadome było, że wycofujące się jednostki wojskowe od Wisły przyciągną za sobą niemieckie samoloty, które będą chciały je zniszczyć.
Samoloty zginęły nam z oczu za tzw. „górą starowsiańską” w kierunku Szczebrzeszyna, ale daleki silny warkot dochodził do nas w dalszym ciągu. Po kilkunastu minutach znane nam buczenie narasta, ale już od wschodu, coraz bardziej przykuwa naszą uwagę. Ponownie zaalarmowaliśmy straż pożarną i szukamy powracających samolotów. Zobaczyliśmy je wszystkie, w takim samym szyku czterech trójek, tylko jakoś lecące niżej i szerzej między sobą rozstawione, jakby chciały objąć skrzydłami całą miejscowość.
Kiedy nadleciały nad pierwsze ulice części wschodniej usłyszeliśmy charakterystyczny gwizd bomb huk, błyski ognia i unoszące się ogromne kłęby dymu. Jedną z pierwszych zrzuconych bomb trafiona zostaje wieża kościelna. Widok w swojej potworności niezapomniany, majstersztyk lotniczego trafienia. Wysoka o stylu gotyckim, znana wszystkim charakterystyczna w krajobrazie tego terenu, widoczna z daleka dla przyjeżdżających i odjeżdżających. Z osadzonym wielkim krzyżem żelaznym, symbolem chrześcijaństwa.
Frampol
Wieża osadzona na przedniej – frontowej części kościoła, uderzona skośnie ze wschodu na zachód bombą, przesunęła się na podstawie w prawo, zawisła w powietrzu w całej swej okazałości, a następnie runęła skośnie od wejścia do kościoła, ale już jako kupa gruzu . Druga bomba burząca uderza w północny szczyt organistówki burząc całkowicie ścianę. Bomby zapalające wzniecają ogień na budynkach gospodarczych ulicy Kościelnej, od gospodarstwa Kotlika na całym ciągu lewej strony do ulicy Cmentarnej. Po prawej stronie tej ulicy palą się budynki gospodarcze plebanii, wikarówki, następie gospodarstwo dwóch rodzin Ciekanowskich i Władysława Karczmarzyka.
Nad Frampolem jedno wielkie morze ognia, którym objęta jest część wschodnia miejscowości od prawej strony ulicy Targowej do samego rynku, ulice części południowej, zachodniej i cały rynek z jego częścią środkową stanowią jeden wielki słup ognia. Ogień bije w niebo, a ukoronowaniem tego piekła na ziemi jest ogromny czarny obłok dymu i panujący ciąg powietrza do góry, który jest w stanie wydźwignąć nawet żelazne beczki z rozgrzanym powietrzem wewnątrz. Samoloty burząc i zapalając bez przerwy zasypują ulice i wszystkich ruszających się żywych, ogniem broni pokładowej. Zamienieni jak gdyby w słupy, zamilkliśmy i patrzymy w wielkiej tragicznej rozpaczy i niemocy na barbarzyńskie dzieło zniszczenia ginącej na naszych oczach miejscowości naszej młodości, miejsce naszych marzeń, zabaw i smutku. Nad naszym miejscem obserwacyjnym przelatują od czasu do czasu zabłąkane kule złowieszczo jak gdyby parskając.
Patrzymy, co się dzieje na zewnątrz tego piekła. Widzimy jak z tego wielkiego kłębowiska ognia, dymu i kurzu, co chwilę wyjeżdżają wozy taborowe ciągnione przez spłoszone konie zmuszające się do szalonego galopu, często w ogóle bez ludzi i woźniców. Pędzą szosą gorajską i znikają w wąwozie szosy idącej w kierunku miejscowości Goraj”.
Na Frampol zrzuconych zostało około 24 bomb burzących i nieokreślona liczba bomb zapalających. W wyniku zbrodniczego nalotu na bezbronną miejscowość poniesione zostały straty wśród ludności cywilnej i żołnierzy którzy w czasie nalotu zatrzymali się na odpoczynek we Frampolu. Szczególnym celem lotników hitlerowskich był kościół i synagoga. Strącona została część wieży kościelnej, a synagoga i obiekty z nią związane zostały całkowicie zniszczone.
Straty w ludziach:
Przy ul. Cichej: dwie osoby cywilne i dwóch, a może trzech żołnierzy.
Osoby cywilne – mieszkańcy Frampola:
– Wacław Miazga, zginął obok swego domu przy ulicy Cichej,
– Władysława Małyszek, ciężko ranna koło swojego domu przy zbiegu ulic Cichej i Polnej, zmarła w wyniku odniesionych ran. Szkoda, że na jej grobie nie ma informacji, że zginęła w tym tragicznym dniu.
– Mieszkaniec wyznania mojżeszowego zginął na placu pomiędzy ulicami Targową i Orzechową.
– Kobieta, uciekinierka z Krakowa, spłonęła żywcem koło kościoła, obsypana fosforem bądź termitem bomby zapalającej, która w pobliżu niej wybuchła.
________________________________________
Polegli żołnierze w czasie nalotu:
– Dwóch, bądź trzech żołnierzy, którzy zginęli koło gospodarstwa Adama Wąska przy ulicy Cichej.
Lista strat 20 pułku piechoty Ziemi Krakowskiej, na której znajdują się między innymi nazwiska pochowanych żołnierzy we Frampolu:
72. Kolewski Franciszek, plutonowy, *29.09.1906 †13.09.1939 we Frampolu, 48 KW Frampol, 94. Kubicz Augustyn, strzelec, *26.08.1898 †13.09.1939 we Frampol 48 KW Frampol ,
87. Kramer Zygmunt, strzelec, †13.09.1939 we Frampolu, 48 KW Frampol. Kramer Zygmunt, podobno ofic. WP, narodowość żydowska, pochowany przez sołtysa na miejscowym kierkucie.
W wyniku bombardowania zniszczeniu- spaleniu uległo:
-163 budynków mieszkalnych,
– 157 obór,
– 139 stodół.
Szkody zgłosiło 170 mieszkańców Frampola. Brak jest informacji o zniszczeniach i stratach poniesionych przez ludność żydowską. Możemy w przybliżeniu przyjąć, że niszczeniu mogło ulec przynajmniej około 100 budynków mieszkalnych zamieszkałych przez Żydów.
W innym sporządzonym po wojnie wykazie – Straty wojenne – wnioski; znajduje się 130 nazwisk w tym 23 nazwiska byłych mieszkańców Frampola – Żydów. Według tego wykazu straty wojenne wyniosły 4 474 217 zł. Nie podano w tym wykazie strat poniesionych przez kościół, gminę i instytucje, jakie w tym czasie istniały we Frampolu.
O bombardowaniu Frampola pisałem na moim blogu już kilka razy:
ale postanowiłem tych kilka słów zamieścić na Facebooku i tutaj dla przypomnienia tych strasznych chwil. Każdy chyba z nas, szczególnie starszego pokolenia, widział pożar, płonący budynek czy nawet całe gospodarstwo, ale nikt z nas nie widział palących się 459 drewnianych różnego rodzaju obiektów.
13 września 2021 r. o godzinie 15.30 w rocznicę tych strasznych chwil harcerze zaciągnęli wartę honorową przy pomniku Odzyskania Niepodległości na Rynku, a władze samorządowe złożyły symboliczną wiązankę. Harcerze w tym dniu przeprowadzili akcję informacyjną, której celem było przypomnienie bestialskiego nalotu i zniszczenia Frampola.
2 komentarze
Świetna strona. Skarbnica wiedzy. Od jakiegoś czasu jeżdżę na te tereny, więc korzystam, ile mogę. Ostatnio akurat byłam we Frampolu, jechałam od strony Janowa Lubelskiego, gdzie trudno nie zauważyć ilości kapliczek i krzyży przy drodze (na 20 km około 60). Część jest pewnie po śmiertelnych wypadkach drogowych, ale reszta? Ta bardziej “wypasiona”? Jaką mają historię i co oznaczają?
Dziękujemy za dobre słowo 🙂
Właściwie tych kapliczek po wypadkach drogowych praktycznie tam nie ma. Czasami trafi się jakiś mały krzyż ku pamięci kogoś kto zginął na drodze. W większości to kapliczki stawiane przez pielgrzymów, którzy corocznie pielgrzymowali tą drogą do Matki Boskiej do sanktuarium w Janowie Lubelskim. I tak z roku na rok ich tam przybywało. Oczywiście dołożyli się do tego okoliczni mieszkańcy dodając swoje kapliczkowe trzy grosze w przeróżnych intencjach.