Image default

Lipa. Wspomnienia, refleksje, podróże (5)

Dzisiaj chciałbym swoimi zdjęciami pokazać jak zmieniała się Lipa, a dokładnie jak wyglądały początki ulicy Lipowej. Niżej zamieszczam kilka zdjęć i chyba tyle wystarczy żeby przypomnieć sobie jak było. Część pokazuje początki powstawania ulicy i widok z niej.

Pamiętam jak praktycznie od stodół do linii kolejowej i dalej do lasu ciągnęły się pola. Każdy miał swój kawałek i na nim pracował. Jedni mieli szerokie, a inni wąskie poletka. Moi rodzice mieli wąską działkę. Wszystko brało się stąd, że pradziadowie mieli szerokie pola i wraz z rozwojem rodziny zaczynali dzielić majątki. Obok nas np. ciotka Łukasiewiczka miała bardzo szerokie, czyli trzy razy więcej od nas. U nas było tak, że dziadek miał troje dzieci i majątek został podzielony. Wszystkie trzy kawałki były połączone ze sobą i nie było miedzy ani drogi. Droga dzieliła jedynie działki rodzinne.

Nie zapomnę jak od wiosny do jesieni na polach było gwarno, a szczególnie gdy nadszedł czas zbiorów. Ziemia tu jest licha i nie wszystko można było siać lub sadzić. Najwięcej było żyta, owsa i ziemniaków. Pszenica to rarytas. Raczej się nie siało. Na piachu nie chciała rosnąć, a żyto dawało radę. Owies z czasem też miał problemy z życiem. Ziemniaki były jak piłeczki golfowe. Niektórzy mieli bardziej urodzajną ziemię i u nich zdarzały się większe ziemniaki. Nawet koparki się nie używało, chociaż w kółku rolniczym była. Część gospodarzy miała konia i tym koniem obrabiali ziemię swoją i sąsiadów. Ci, którzy mieli szerokie pola zamawiali nieraz traktor. Większość kopała ziemniaki przy pomocy motyki, kręgosłup cierpiał przez wiele dni.

Kopanie ziemniaków to był prawie rytuał. Nie lubiliśmy tego, ale najważniejsze było to, że przed zakończeniem dnia rozpalaliśmy ognisko i piekliśmy kartofelki. Czasem nabijało się na patyk jabłuszko lub marchew. To się liczyło, a kopanie mimo bólu pleców i rąk i tak musiało się odbyć. Potem zwoziliśmy urobek z pola do domu wózkiem na kołach od motocykla WSK. Też było ciężko, ale takie było życie na wsi.

Żniwa też pamiętam. Ojciec kosił kosą, a my pomagaliśmy podbierać, wiązać powrósła i ustawić dziesiątki. Była koszula z długim rękawem, jakaś czapka, herbata w butelce, kanapki i przerwa co jakiś czas. Potem zwożenie snopków do domu. Jak nie miał kto koniem przyjechać, a pogoda była niepewna, to też wózkiem woziło się do stodoły.

Po żniwach młócenie. Ojca brat miał młockarnię i silnik diesla. Potem dorobił się elektrycznego, ale nie każdy miał siłę w gospodarstwie. Młóceniem zajmowali się wszyscy wraz sąsiadami. Każdy pomagał, bo potem szło się do niego. Takie były czasy, że ludzie pomagali sobie we wszystkim.

Wspólna praca i wspólne świętowanie. Wieś żyła i widać było ludzi. Rozmowy, spotkania przy pracy, pozdrowienia w polu i nawet podśpiewywanie. Tak miło się to wspomina, chociaż to wszystko to wymagało wysiłku fizycznego.

Pamiętam, że we wsi większość mężczyzn pracowała na państwowych posadach, a domem zajmowały się kobiety. Pracy było dużo. Stalowa Wola zatrudniała tysiące ludzi, a w samej Lipie też było kilka dużych zakładów pracy. Byli też tacy co klepali biedę. Jak to wtedy zdarzało się. Nie wymieniam nazwisk, bo starsi mieszkańcy i tak pewnie pamiętają. Ci mniej zamożni często nie mieli pieniędzy na wynajęcie traktora do zwózki plonów i nosili wszystko w tak zwanych zojdkach na plecach. Czasem przez cały dzień.

Wracając do ulicy Lipowej trzeba wyraźnie zaznaczyć, że nie istniała. Tak jak wspominałem na początku, pola ciągnęły się bez przerw. Chyba że był rowek i mostek. Ulica Lipowa powstawała od czasu kiedy ludzie porzucali uprawy na jałowej i piaszczystej ziemi na rzecz pracy w zakładach. Dzieci dorastały i szukały swojego miejsca na życie. Dzielono działki i zaczęto budować domy na dawnych polach. Tak Lipa zaczęła się rozrastać i jej wygląd diametralnie się zmienił. Wytyczono nowe ulice i nadano im nazwy. Wręcz powstały osiedla nowoczesnych domów. Cieszy to, że dużo młodych postanowiło pozostać we wsi i żyć nadal w tym pięknym miejscu.

Poniższe zdjęcia to przekrój historyczny ulicy i widoków z niej na okolicę. Każdy pewnie rozpozna miejsca. Jedno ze zdjęć pokazuje relikt przeszłości, który przez wiele lat pozostał obok ulicy i stanowił pamiątkę z czasów kiedy jej nie było. Jest to drewniany słupek kolczastego ogrodzenia wygonu. Jak ktoś z młodszego pokolenia nie wie co to wygon, to wyjaśniam, że nazywa się tak drogę, którą goni się bydło na pastwiska. Nie mam pojęcia od kiedy istniał wygon, bo nigdy nie pytałem nikogo o to, ale podejrzewam, że był już w okresie międzywojennym. Za moich czasów pastwisk nie było i wygon służył jako trakt komunikacyjny między wsią a lasem i polami. Zdarzało się, że pasło się na nim krowę, ale trawa była tam bardzo marna i zniszczona przez pojazdy. Słupek ze zdjęcia liczył sobie pewnie kilkadziesiąt lat. Po pozostawionych gwoździach widać upływa czasu.

Zapraszam do oglądania zdjęć i przywołania wspomnień. Mile widziane komentarze.

Wszystkie zdjęcia są mojego autorstwa i podlegają ochronie praw autorskich. Jeśli ktoś chciałby wykorzystać zdjęcia komercyjnie, to proszę o kontakt ze mną. Pozdrawiam serdecznie,
Krzysztof Wydra.

Related posts

Leave a Comment