Image default

Na granicy Starych Moczydeł z Majdanem Obleszcze, gm. Szastarka, powiat kraśnicki. Roztocze Zachodnie.

Pierwszego czerwca 2020 r., w 77. rocznicę tragicznych wydarzeń, które miały tutaj miejsce, odsłonięto tablicę upamiętniającą i opisującą tę historię. Rodzina Gajurów, tu mieszkająca, została wymordowana (spalona) przez Niemców za ukrywanie żydowskiego dziecka.

Tak pokrótce pisze Katarzyna Puczyńska o tamtych wydarzeniach na portalu https://janowlubelski.naszemiasto.pl
„1 czerwca 1943 Niemcy zostali poinformowani przez konfidenta o obecności dziecka o żydowskim pochodzeniu w gospodarstwie rodziny Gajurów w Pasiecie – Kolonii, której część obecnie znajduje się w obrębie Starych Moczydeł.
Hitlerowcy zaszli gospodarstwo z dwóch stron, ustawili się w półpierścień i zaczęli strzelać w strzechy budynków, które natychmiast stanęły w płomieniach.
W płomieniach zginęła 55-letnia Józefa Gajur z trzema wnukami: 12-letnim Kaziem, 10-letnim Józiem i 5-letnim Władziem. Zginął także 7-miesięczny Lejbuś Bursztyn – syn Ryfki (z domu Fabrikant) i Motka Bursztynów, którzy przeżyli wojnę – opisuje Alina Boś ze Starostwa Powiatowego w Janowie Lubelskim.”

Najszerzej opisał całą historię Mirosław Wielgus w artykule opublikowanym w Panoramie Powiatu Janowskiego nr 2 (61) z Marca 2018 r. Przytoczył tam wiele relacji; miedzy innymi relację Stanisława Siembidy zawartej w jego książce „Dzieje wsi Aleksandrówka”; Tadeusza Stolarza; oraz najbardziej wiarygodną, opowiedzianą przez babcię autora artykułu, Stefanię Pikulę (ur. 1906), której relację ostatecznie przytoczył, jako najbardziej wiarygodną. Okoliczności według niego były takie:

Lejbuś Bursztyn był dzieckiem Żydów: Ryfki, zmarłej w 2016 roku, i Motka Bursztynów. Józefa Gajur zaś była akuszerką i pomagała przyjść na świat Lejbusiowi. Miejscem, w którym urodził się chłopiec był las, gdyż tam Ryfka i Motek ukrywali się przed Niemcami. Las nie był odpowiednim miejscem do wychowywania dziecka, więc Ryfka uprosiła (prawdopodobnie zapłaciła), żeby pani Józefa wzięła na razie do siebie ich dziecko. I tak się stało. Był październik 1942 roku.
1 czerwca 1943 r. był bardzo upalnym dniem. Moja babcia Stefania była na swoim polu, na którym plewiła proso. Pole to znajdowało się jakieś 100-120 metrów od placówki Gajurów.(…) Po kilkunastu minutach babcia skończyła swoją pracę i ruszyła do domu. W tym momencie zobaczyła, że zbliża się  w jej stronę Feliksa Gajur [corka Józefy Gajur], a za nią biegnie jej syn, 5-letni Władzio i prosi, żeby zabrała go ze sobą, ale Feliksa kazała mu wracać. Po drodze dołączyła do babci, gdyż szła w tym samym kierunku. Tłumaczyła, że nie może zabrać ze sobą Władzia, bo idzie do siostry [Antoniny], do Polichny, żeby pomóc jej w praniu. Gdy dochodziły do naszej placówki zobaczyły Niemców. Była to duża ilość policji granatowej (II kompania 32 Pułku Strzelców Policji Niemieckiej). Niemcy zbliżali się od strony Brzozówki i byli niedaleko rodziny Białych (naszych sąsiadów), gdy podzielili się na dwie grupy. (…) Feliksa powiedziała, że na pewno idą do nich i chciała biec z powrotem do domu, ale babcia zatrzymała ją i uspokajała, że na pewno nie do nich, no bo w jakim celu? Przecież ich rodzina to tylko dwie kobiety i troje dzieci. Ale jak się okazało, Feliksa miała rację. Niemcy zaszli gospodarstwo Gajurów z dwóch stron, ustawili się w półpierścień i zaczęli strzelać w strzechy budynków, które natychmiast stanęły w płomieniach. Mieszkańcy wsi na widok dymu, ognia i odgłosu wystrzałów zbiegli się na nasze podwórko, i – jak opowiadała babcia, całe szczęście, bo sama nie zdołałaby utrzymać wyrywającej się z rąk Feliksy. Jeszcze po wielu latach, na wspomnienie tego strasznego dnia, babcia Stefania nie mogła opanować łez, mając przed oczyma Feliksę, która na przemian płakała, krzyczała, wyrywała się i mdlała. Feliksa nie mogła sobie wybaczyć, ze kazała wracać do domu swojemu najmłodszemu synowi, który koniecznie chciał jej towarzyszyć.
Gdy ogień dogasał, Niemcy odeszli. Ludzie pobiegli w stronę Gajurów. Z budynków zostały zgliszcza, a w nich – spaleni ludzie. W domu odnaleziono czworo spalonych dzieci, czym ludzie byli zdziwieni, bo przecież Feliksa miała ich tylko troje. Później przyznała się niewielkiej grupce osób, że ukrywali u siebie około rocznego żydowskiego chłopca – Lejbusia Bursztyna. Józefa Gajur musiała być w momencie przybycia Niemców w oborze, gdyż leżała na jej progu. Tułów na zewnątrz, a spalone nogi wewnątrz (prawdopodobnie, gdy chciała wyjść z tej obórki, została zastrzelona).
Szczątki Józefy Gajur wraz z jej trzema wnukami (synami Feliksy)12-letnim Kaziem, 10-letnim Józiem i 5-letnim Władziem – włożono do jednej większej trumny i pochowano na cmentarzu w Wierzchowiskach. Zwłoki Lejbusia Bursztyna nie pochowano z nimi, tylko zakopano na polu Gajurów, około 150 m od domu przy miedzy granicznej, łączącej Kolonię Pasiekę i Majdan Obleszcze. Przez lata stał w tym miejscu mały, brzozowy krzyż. Kilka osób deklaruje, że jest w stanie wskazać to miejsce, oczywiście mniej więcej.
Mirosław Wielgus zastanawia się, dlaczego Niemcy przypuścili taki gremialny atak na kobietę z dziećmi. Najprawdopodobniej mieli szczątkowe informacje, być może spodziewali się Żydów, ale dorosłych i uzbrojonych.
Feliksa Gajur po tej tragedii mieszkała krótki czas u rodziny Budkowskich w Majdanie (obecnie Jaszyna), następnie związała się z wdowcem, który miał już dzieci, a Feliksa urodziła jeszcze dwóch synów, którzy żyją do tej pory. Feliksa zmarła w latach 80 i spoczywa na cmentarzu w Zdziłowicach.
Co do dalszych losów rodziców Lejbusia Bursztyna: Według informacji zaczerpniętych z książki pana Siembidy, Ryfka była wdową ze Zdziłowic i wcześniej nazywała się Fabrikant. Za Motka wyszła za mąż tuż przed wojną. Wojnę przeżyli ukrywając się po lasach. Po wyzwoleniu ruszyli na piechotę do Włoch, a stamtąd statkiem do Palestyny.
Pani Ryfka Bursztyn przyjechała w 2014 r. do Polski, aby uczestniczyć w wydarzeniu odsłonięcia pomnika ofiar wojny w lesie Knieja, gdzie się ukrywała za okupacji niemieckiej. Ukrywała się wówczas wraz z mężem i żydowskim oddziałem partyzanckim pod dowództwem Abrama Brauna. Mąż Ryfki, Motek Bursztyn, zmarł na początku lat 90-tych. Ryfka chciała także odnaleźć miejsce pochowku swojego dziecka, lecz żadna z osób, które wtedy się z nią zetknęły, nie potrafiła wskazać, gdzie może leżeć Lejbuś.

Tyle Mirosław Wielgus. Całość jego artykułu, wraz ze zdjęciami oddziału partyzanckiego Abrama Brauna z Ryfką i Motkiem Bursztynów oraz zdjęciem Ryfki Bursztyn z 2014 r., można znaleźć pod tym linkiem: http://grhzieleniewski.pl/wp-content/uploads/2020/06/gazeta-14-1.jpg

Dodatkowe informacje i próby wyjaśnienia co było powodem, że Niemcy tak grupowo zaatakowali gospodarstwo kobiet i dzieci, podaje jeszcze strona Grupy Rekonstrukcyjno-Historycznej im. płk Tadeusza Zieleniewskiego Majdan Obleszcze http://grhzieleniewski.pl/2020/06/77-rocznica-mordu-rodziny-gajurow-majdan-obleszcze-1-czerwca/

Rodzice Lejbusia odwiedzali po kryjomu nocami gospodarstwo Gajurów, położone niedaleko lasu Knieja – gdzie się ukrywali. Przypuszcza się, że dom Gajurów był miejscem odpoczynku, leczenia i okresowego schronienia również innych ukrywających się po lasach Żydów.
Do tej pory nie wiadomo w jaki sposób Niemcy dowiedzieli się, że Gajurowie ukrywają Żydów. Nie wiadomo czy powodem napaści Niemców był mały Lejbuś, czy jak na to wskazuje duża liczba niemieckiej żandarmerii – podejrzenie działalności partyzanckiej (żandarmeria przyjęła postawę zachowawczą, nie weszli na teren gospodarstwa, co może sugerować, że spodziewali się oporu ze strony uzbrojonych partyzantów. Żandarmi otoczyli zabudowania i pociskami zapalającymi gęsto ostrzelali kryte słomą drewniane zabudowania, które w bardzo szybkim czasie doszczętnie spłonęły). W Majdanie Obleszcze i wśród rodziny pomordowanych jak i w piśmiennictwie krążą sprzeczne informacje kto wydał na śmierć Gajurów.
Marek J. Chodakiewicz, polski historyk zam. w USA pisze, że na tym terenie działali bardzo groźni agenci niemieccy. Jak podaje rekrutowali się spośród zdegenerowanego elementu przestępczego, członków przedwojennej Komunistycznej Partii Polski, jak i nowo-tworzonej przez Sowietów Gwardii Ludowej i Armii Ludowej, a także spośród ludności żydowskiej przewerbowanej do wyłapywania „współplemieńców”. Dlatego pomimo pewnych poszlak nie można mieć pewności kto doniósł. Do tragedii mogło przyczynić się zwykłe gadulstwo i zamiłowanie do plotkowania zwykłej ludności nieświadomej, że powtarzanie niesprawdzonych informacji i plotek może mieć tragiczne skutki. Jednak wchodzimy tutaj już w sferę domniemywań. Trzeba tu zachować proporcje, większą winę ponoszą ci, którzy rozpętali wojnę i dokonali tej zbrodni.
(…)
Ryfka Bursztyn
[matka spalonego Lejbusia] w 2014 odwiedziła Polskę, wraz z 2 córkami i wnuczką była w Kniei, (k. Aleksandrówki) na grobie swojego teścia Szlomy Bursztyna. Opowiadała o śmierci swego syna Lejbusia i tragedii rodziny Gajurów. Bardzo chciała odwiedzić to miejsce, ale nikt wówczas nie potrafił go jej wskazać, gdyż w Aleksandrówce historia ta nie była znana. Zmarła w Izraelu w 2016 r. (jej mąż Motek zmarł w latach 90), nie pomodliwszy się nawet na grobie swego dziecka – a była tak blisko.

Jednak przytaczając Marka Jana Chodakiewicza, a konkretnie to co napisał w książce “Narodowe Siły Zbrojne. “Ząb” przeciw dwu wrogom”, czytamy konkretnie, że 1 czerwca 1943 r. żandarmeria niemiecka, operując na podstawie donosu Dominika Kowalika – eks-kapepowca, sołtysa wsi Majdan-Obleszcze – spaliła jedno z gospodarstw w Kolonii Pasieka, czyli rzeczone gospodarstwo z rodziną.
Dominik Kowalik, jako komunista i agent Gestapo, został niedługo potem zlikwidowany przez komendanta posterunku policji granatowej w Polichnie sierżanta Wiśniewskiego z Narodowych Sił Zbrojnych. Z kolei Wiśniewski w lipcu 1943 roku został powieszony przez wypadówkę Gwardii Ludowej jakoby w zemście za zabicie Kowalika.


W miejscu tragedii, czyli tam gdzie spłonęło gospodarstwo i zginęła rodzina Gajurów, została tylko stara grusza pamiętająca pożar zabudowań Gajurów. Tak było do niedawna. Od 1 czerwca 2020 r. stoi w tym miejscu kapliczka, jest kamień z tablicą upamiętniającą, a bliżej szosy stoi tabliczka informacyjna.

Na tabliczce informacyjnej znajduje się napis:
„W dniu 1-go czerwca 1943 r. oddziały niemieckie 2 kompanii 32 pułku w odwecie ze ukrywanie Żydów bestialsko zamordowały rodzinę Gajurów. Wraz z  rodziną zginął siedmiomiesięczny chłopiec żydowski Lejba Bursztyn. Ludzie spłonęli żywcem w podpalonych zabudowaniach. Grusza rosnąca do dzisiaj w miejscu mordu jest pomnikiem wołającym o pamięć. GRH im. płk T. Zieleniewskiego.”

Koło gruszy od strony szosy znajduje się drewniana kapliczka słupkowa z drewnianą figurą Chrystusa Frasobliwego. Kapliczkę wykonał Paweł Dębski z Niska, a Frasobliwego wyrzeźbił Jan Rogiński spod Łomży. Na kapliczce znajduje się wypalony napis:
„W tym miejscu 1 czerwca 1943 r. w odwecie za ukrywanie Żydów 2 komp. 32 Pułku Policji Niemieckiej spaliła żywcem rodzinę Gajurów: Józefę, lat 55; Kazimierza, lat 12; Józefa, lat 10; Władysława, lat 5 i Żyda Lejbę Bursztyna, 7 miesięcy.
Fundator GRH Zieleniewski. 1 Czerwca 2020 r.”

Za gruszą, od strony polnej drogi, leży duży kamień, na którym przymocowano metalową tablicę z napisem:
„„Cokolwiek uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili” (Mt 25,40)
Jeżeli zatrzymałeś się przy tym kamieniu, wiedz, że stoisz na ziemi uświęconej krwią niewinnych,
których jedyną „winą” było dobre serce i wynikająca z tego gotowość pomagania prześladowanym.
Sami biedni i cierpiący trudy wojny, nie wahali się pomagać innym ryzykując życie i w efekcie składając je w ofierze jak tysiące innych Polaków.
Jeżeli coś Cię trapi, lub jesteś niezadowolony ze Swojego życia wspomnij tamta rodzinę, tamte dzieci,

które zamiast słodyczy w Dzień Dziecka, otrzymały straszną śmierć w męczarniach z rąk niemieckich katów.  Zginęli, abyś Ty mógł być wolny i szczęśliwy. Pamiętaj!
Pamięci Józefy i jej wnuków Kazimierza, Józefa i Władysława Gajurów, którzy 1 czerwca 1943 roku
zostali spaleni żywcem za pomoc Żydom i ukrywanie dziecka żydowskiego o imieniu Lejba.
In memory of Józefa end her grandsons, Kazimierz, Józef and Władysław burnt alive on June the 1st
1943 as punishment for helping Jews and hiding Jewish baby boy named Leiba.
GRH im. płk. T. Zieleniewskiego.”

Fundatorem upamiętnienia była Grupa Rekonstrukcyjno-Historyczna im. Pułkownika Tadeusza Zieleniewskiego z Majdanu Obleszcze. Inicjatorem całego przedsięwzięcia, i w lwiej części wykonawcą prac montażowych i porządkowych, był Mirosław Wielgus, dowódca GRH im. płk T. Zieleniewskiego, wspierał go Piotr Groszek z ekipą. Autorem napisów był Mariusz Lenart. Kamień ofiarował Antoni Zięba z Potoka. Rodziny Kosińskich i Michałków z Moczydeł Starych nieodpłatne użyczyli grunt pod pomnik i kapliczkę.

Lokalizacja miejsca: mapa.

Related posts

Leave a Comment