Image default

Ostania niedziela marca inaczej miała wyglądać. Miałem mieć więcej czasu, aby pochodzić, pozwiedzać, poszukać wiatru w polu lub w lesie. Tymczasem plany się pozmieniały i miałem do dyspozycji czas o poranku tylko do 10.
Posłuchajcie, co ciekawego przyrodniczo mi się tego dnia przydarzyło.

Udałem się do rezerwatu przyrody Obary i w jego okolice (na wejście do rezerwatu mam zgodę RDOŚ w Lublinie). Mieszkam blisko Obar, więc też nie chciałem tracić czasu na dojazdy. Rezerwat ten to jedyny rezerwat położony na terenie leśnym zarządzanym przez Nadleśnictwo Biłgoraj. Powstał ok. 40 lat temu i chronione jest tu przede wszystkim torfowisko z unikatowymi roślinami i zwierzętami, jak chociażby rosiczka owadożerna, czy głuszec.

Pogoda była piękna, słońce o świcie zaraz zaczęło oświecać czubki wysokich sosen, a nad głową przelatywały żurawie.


Miałem okazję spotkać dwie sarny: kozła i kozę. Zupełnie mnie nie widziały, ja zresztą też zauważyłem je dopiero jak byłem jakieś 20 m od nich. Miały mnie pod słońce, stałem nieruchomo, wiatru nie było, więc zupełnie mnie nie widziały. Koza nawet podeszła na odległość ok. 10 m. Po pewnym czasie powoli zaczęły się oddalać oglądając się i strzygąc uszami, chyba jednak zaczęły mnie wyczuwać.
Co zauważalne, kozioł miał pełne poroże bez scypułu, czyli tej warstewki skóry, która w fazie wzrostu parostków je otacza. Nawet nie było widać startych resztek. Ciekawe, czy już ją zupełnie wytarł tak szybko? Niektórym kozłom jeszcze w maju wiszą frędzle niestartych resztek.


Po wyjściu z rezerwatu krążyłem w jego okolicach. W młodniku miałem okazję zaobserwować pierwszy raz w swoim życiu krogulca.


Kiedy planowałem już powrót, wybrałem drogę przez niedawny zrąb i podszedłem na skraj polany przylegającej do młodnika. W tym samym momencie jakieś 20 m ode mnie na polanę zaczęły wychodzić gęsiego trzy jelenie. Stanąłem jak wryty i zacząłem robić zdjęcia. Łania licówka mnie zauważyła, ale chyba jej się zlałem z elementami lasu, więc tylko strzygła uszami nie czując zagrożenia i dalej prowadziła swoich. Zacząłem robić zdjęcia. Zrobiłem kilka. Chwilo trwaj, pomyślałem, tak blisko jeleni jeszcze nie byłem. Zacząłem nagrywać film. Po pięciu sekundach świat się zawalił. Padła bateria w aparacie. Moje przekleństwo, moje nemezis i fatum. Oczywiście, kiedy tylko zacząłem próbować ją wymieniać, jelenie zwiały. Wiedziałem, że bateria się kończy. Jakieś 10 minut temu planowałem ją wymienić, bo znałem już to czym może się taka sytuacja skończyć. Ale coś mnie odciągnęło, myśli poszybowały gdzie indziej. A jelenie znikły w lesie. Tyle by było jeszcze zdjęć!


Po południu wybrałem się z synem Maćkiem na przejażdżkę samochodową. Często w weekendy, kiedy pogoda nie pozwala pospacerować, robimy takie kółeczko: Biłgoraj, Ciosmy, Szeliga, Maziarnia, Pęk, Bukowa, Obary, Biłgoraj. (Kiedyś te kółeczka były dłuższe i większe, ale kiedyś też paliwo było tańsze, chociaż i tak drogie). Patrzymy z okien samochodu co nowego dzieje się na polach, we wsiach i w lesie. Czasami, kiedy dzieje się coś ciekawego, zatrzymuję się i robię zdjęcia.

To popołudnie było bardzo bogate we wrażenia. Najpierw spotkaliśmy klępę łosia z dwoma rocznymi łoszakami. Wspaniałe spotkanie pełne emocji. Klępa była spokojna. Przypatrywała się mnie, ale tez powoli co jakiś czas zwiększała dystans. Ciekawie zachowywały się młodziaki. W ogóle nie były mną zainteresowane, ale cały czas wpatrywały się w matkę. Kiedy ona nieruchomiała, one również. Matka wlepiała ślepia we mnie, one w nią.


Potem przemykał między drzewami kozioł sarny. Tym razem ze scypułem na porożu.


A na końcu we wsi Szeliga zobaczyliśmy stado łań jelenia pasące się na polach za stodołami.


Dzień pełen przyrodniczych wrażeń!

Popołudnie zdecydowanie wynagrodziło mi ten nieszczęsny poranny przypadek z baterią.

Related posts

Leave a Comment