Z rezerwatu przygody: raport Samozwańczego Patrolu Leśnego KPL
Wokół rezerwatu przyrody Natalin
Niedawno miałem dość ciekawą wycieczkę. Wybrałem się w okolice rezerwatu przyrody Natalin w gminie Urzędów, by podreptać trochę łosiowym tropem. Jacy to są niezdecydowani slalomiarze to ręce i nogi opadają. Żałuję tylko, że nie rejestrowałem trasy, bo chyba bym wybuchł śmiechem z wrażenia na efekt końcowy. Wykręciłem tyle pętli, że bez mapy to bym do następnego świtu nie zdążył wrócić.
Bardzo ciekawe są lasy w tej okolicy. Najpierw z samego rana na polu kukurydzy pastewnej (prawdopodobnie sadzonej specjalnie jako pokarm dla dzikiej zwierzyny) napotkałem około dziesięć saren. Samo pole otoczone było ambonami z każdej strony, a na środku pola stał ogromny paśnik, niczym stary drewniany domek (lub magazyn na siano do paśników, ale co by robił na środku pola, gdy w okolicy nie było żadnych paśników?), więc pozwoliłem sobie chwilę się tam pokręcić.
Niestety spłoszyłem sarny, gdyż w momencie, w którym je dostrzegłem, byłem już w polu kukurydzy i nie miałem możliwości odejścia na tyle cicho, by mnie nie usłyszały. No cóż, nie pierwszy i nie ostatni raz. Zaraz obok owego “paśnika” znajdował się jodłowo-świerkowy zagajnik, w którym była niezliczona ilość wydrążonych w ziemi legowisk saren, niewątpliwie lubią odwiedzać to miejsce.
Choć nie jestem zwolennikiem myślistwa i działań osób z nim związanych, to naprawdę byłem pod wrażeniem, jak skutecznie sobie przygotowali miejsce do polowań. Wszystko to, o czym pisałem znajdowało się na jednej śródleśnej polanie, z jodłowo-świerkowym zagajnikiem w centrum. Istne “eldorado” do urządzania strzeleckich zasiadek, czytaj: raj św. Huberta.
Idąc dalej mijałem tyle tropów łosia, że nie mogłem się zdecydować, którym pójść, więc zdałem się na instynkt, aż znalazłem świeży, dzisiejszy, więc bez zastanowienia ruszyłem tym tropem.
Po długim, zakręconym marszu, gęstym liściasto-sosnowym lasem, drągowinie, zrębach i starych, zarośniętych duktach leśnych udało mi się wytropić klępę z młodym, może 2-3 letnim łoszakiem, które leżały sobie dosłownie 20 metrów ode mnie.
Zastanawiałem się, jak to możliwe, że mnie nie usłyszały? Byłem tak blisko, że niemal słyszałem w ciszy jak wymieniają oddechy.
Siedząc, a raczej klęcząc, absorbując coraz to więcej wody z roztopionego śniegu swoim ciepłym zadem, zastanawiałem się, w jaki sposób oddalić się niezauważony?
Nie chciałem zakłócać ich spokoju, ale wiedziałem, że jak tylko wstanę to je spłoszę, więc złamałem gałązkę zza drzewa, po czym łosie wstały i oddaliły się spokojnym krokiem… uff, udało się.
Byłem już dość zmęczony, bo to była końcówka trasy, ale po tym spotkaniu nogi przestały się odzywać, poczułem, że znowu mogę iść.
Zadowolony, że w końcu udało mi się wytropić łosie, poszedłem dalej, po czym natrafiłem na tropy wilka. Widziałem inne tropy wilków już poprzedniego dnia, gdy wybrałem się na szybki rekonesans w te rejony, ale tym razem byłem już pewny, że to wilk, bo to był środek lasu, a trop był ogromny. Także z pełnym przekonaniem potwierdzam, że wilki bytują w tych okolicach.
Po chwili znów złapałem się łosiowego tropu, którym już kierowałem się w stronę auta, zadowolony, że osiągnąłem cel, który sobie wyznaczyłem.
Podsumowując: jest sporo łosi, ich tropów była niezliczona ilość, widziałem również tropy jeleni, bardzo dużo tropów saren, jak i je same. W zasadzie to ciężko było znaleźć miejsca, w których nie było żadnych tropów, Były też zające, no i wygląda na to, że wilki i lisy mają się tam dobrze.
Przeszedłem ponad 21 tysięcy kroków (ok. 16-17 kilometrów) samymi bezdrożami, w śniegu do połowy łydki, zakręconym slalomem na dodatek w pagórkowatym terenie. Przeszedłem samego siebie, ale wycieczka była naprawdę ciekawa. Pozdrawiam wszystkich kochających przyrodę leśnych dreptaczy-zasuwaczy, którym skwierczą kolana od leśnych wywijasów.
Mateusz S., sierżant Samozwańczego Patrolu Leśnego KPL.
Darz bór!