Dojeżdżając do miejsca uroczystości dnia 12 lipca w Osówku (mojej rodzinnej miejscowości) z okazji obchodów Dnia Walki i Męczeństwa Wsi Polskiej, najpierw byłem w smutnym nastroju – droga jakaś wąska, pogoda pochmurna, chłodna i bardzo niepewna, a szkoły do której chodziłem przez siedem lat już nie ma. Kiedy na miejscu rozejrzałem się i zobaczyłem tyle ludzi, oficjeli, te poczty sztandarowe, harcerzy, ludzi z okolic, kombatantów a nawet moich znajomych i krewnych, to wstąpiła we mnie jakaś radość, że jest możliwość autentycznego nawiązania bliskiego, refleksyjnego kontaktu i przekazania słów, które w duchu miałem przygotowane. Oto wygłoszona tam treść mojego wystąpienia:
„Drodzy Znajomi i Zgromadzeni tu mieszkańcy Osówka i okolic!
Co można teraz powiedzieć, po tylu latach od tych potwornych zbrodni, jaka refleksja ma dotknąć żyjących tu i gdzie indziej, migrujących z biednych, leśnych wiosek (jak poniekąd ja) do lepszego świata? Opowieści dziadków i pradziadków wydają się być młodym ludziom niewiarygodne, tak odległe od standardów obecnej rzeczywistości, że brzmią jak jakieś ponure legendy, których słuchanie sprawia ból.
Mój ojciec Jan Aleksak we wspomnieniach z tego czasu (spisanych odręcznie w brulionie szkolnym), choć nie był bezpośrednim świadkiem tych tragicznych wydarzeń, to na podstawie ustnych przekazów ludzi z Osówka podaje, że wtedy działania pacyfikacyjne Niemców zaczęły się najpierw w północnej części Osówka, gdzie według listy likwidowano całe rodziny ludzi rzekomo sprzyjających partyzantom. I tu zabito prawie we własnym domu (który później spalono) nawet sparaliżowanego Adama Króla i jego córkę (podobno małoletnią). Następnie Niemcy przeszli dalej i członków rodzin Rapów (których zastano w domach) spędzono razem z innymi ludźmi według listy do obecnego miejsca w pobliże budynków dworskich, gdzie miała nastąpić masowa egzekucja.
Moja późniejsza matka Marianna, córka Błażeja Rapy i jej kuzynka (stryjeczna siostra Czesława, po której mam imię) córka Tomasza Rapy, cudem ocalały, bo ich nie zastano w domu dlatego, że były na wykopkach ziemniaków w innej wsi. I choć były obie (jako zatrzymane) wśród ludzi obserwujących przebieg egzekucji, to obie wyparły się swojego nazwiska i dlatego ocalały.
Najtrudniejszym momentem dla Marianny było uwolnienie z więzów jej brata Aleksandra, który natychmiast zaczął uciekać w kierunku zarośli ale tam stał niemiecki żołnierz na warcie i ten go zastrzelił. Wtedy nogi ugięły się Mariannie, ale podtrzymała ją kuzynka Czesława i na szczęście nikt tego nie zauważył.
Pamiętam z opowieści rodziców jak w czasie akcji niemieckiej, rzekomo przeciw partyzantom, mała dziewczynka, najpewniej córka Michała Siembidy, wracała do domu z pożyczoną u sąsiadów połową bochenka chleba. Jeden z dwóch niemieckich żandarmów stojących na warcie, chciał ją zastrzelić, bo jego zdaniem niosła ten chleb dla partyzantów. Jednak drugi, którego kolan błagalnie się dziewczynka uchwyciła, nie pozwolił mu na to, mówiąc: jeśli już tak chcesz, to najpierw zabij mnie. Rzadko ale zdarzały się ludzkie odruchy nawet wśród okupantów. I o takie ludzkie odruchy trzeba zabiegać i je krzewić mimo iż za naszą wschodnią granicą trwa okrutna wojna.
Takie opowieści trzeba w pamięci zakodować, żeby już nie śmiały powracać takie potworne zdarzenia, żeby w oparciu o tę pamięć budować świat coraz lepszy i piękniejszy, żeby ludzie cieszyli się zdrowiem, bezpieczeństwem, miłością i szczęściem, by rodziło się nas więcej.
To są moje rodzinne strony, od początku biedne jak mysz kościelna. Czas ostatniej wojny i antypartyzanckich operacji tak je przetrzebił, że pozostało bardzo mało mieszkańców. Zostali najtwardsi i przywiązani miłością do tych skrawków użytków rolnych, stawów i miejsc wspólnego bytowania. I chwała im za to, bo oni historię tego miejsca będą przenosić na pokolenia, ku nowej lepszej przyszłości, z szacunkiem do teraźniejszości, która lukrowana być nie musi, tylko prawdziwa, żywa i pełna autentycznego zapału tworzenia idei i rzeczy dobrych, szlachetnych i pięknych.
Pozdrawiam Cię Ziemio janowskich lasów, pozdrawiam was słowem najlepszym ludzie Osówka, Malińca, Świder, Gwizdowa, Kalennego i innych okolic, bądźcie szczęśliwi, dzielni jak zawsze, żeby nas więcej nie gnębił żaden wróg, tak nam dopomóż Bóg!”
*****
Kilka fotek zrobionych przed rozpoczęciem mszy św. i całej oficjalnej uroczystości załączam.