Image default

Niedawny niedzielny wypad Grupy Eksploratorów Ścieżek i Bagien Lasów Janowskich odbył się pod hasłem „tropem wilka”. Wprawdzie śniegu zostało co wilk napłakał (zawsze to w  śniegu łatwiej tropić), ale nie zraziło nas to zbytnio, ponieważ sama idea włóczenia się po lesie i odkrywania jego tajemnic pcha nas do przodu. Tak więc każdy pretekst jest dobry, aby wyjść w las. Wystarczy go wymyślić.

Jednak żeby przynajmniej w jakimś stopniu uczynić zadość założeniom, wybraliśmy teren z długimi prostymi drogami, aby ewentualnie mieć jak najdalszy widok przed sobą. Wilki lubią przemieszczać się drogami leśnymi, a że nie mają zbyt dobrego wzroku, można je na tych drogach zawczasu zobaczyć, zanim one nas wyczują. Przy dużym szczęściu nasze ścieżki mogły się skrzyżować.

Oczywiście nie spotkaliśmy wilków, trzeba mieć naprawdę bardzo duży fart, aby to się udało, ale widzieliśmy ich tropy na resztkach śniegu i widzieliśmy w kilku miejscach ich ślady znakowania terenu, czyli wilcze kupy! Kupa w lesie to jest coś, po kupie dużo widać, dużo można wywnioskować, znaleźć kupę to skarb znaleźć, kupa to… dość.

I poszli.

I jak zwykle było sporo wrażeń. Mijaliśmy sporo tropów jeleni, saren, łosi. Był też oskub upolowanego paszkota. No i jak się rzekło na resztkach śniegu zauważyliśmy wilcze tropy. Szła cała grupa rodzinna z południa na północ. Tropy były w miarę świeże, nie starsze niż doba. Nie poszliśmy w ich kierunku, bo śnieg zaraz się kończył, a tropy znikały. Poszliśmy dalej swoją drogą. Po drodze mijaliśmy w kilku miejscach znakowanie wilków; drapaną ziemię, fragment czaszki dzika i wspomniane kupy.

Hasło „tropem wilka” nabrało również innego znaczenia, kiedy po drodze odwiedziliśmy leśne Tułowe Góry i pomnik-krzyż tam postawiony. Krzyż poświęcony partyzantom – żołnierzom wyklętym, którzy w tym miejscu w roku 1950 stoczyli swoją ostatnią (przegraną) walkę z oddziałami Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Tu więcej na ten temat. Wilk jest symbolem tych żołnierzy od poświęconego im wiersza Zbigniewa Herberta pt. „Wilki”. Chwila zadumy, trochę węglowodanów na ząb i kontynuowaliśmy wędrówkę.

Dalej poszliśmy już leśnymi bezdrożami ciesząc się dzikością. Widzieliśmy sarnę, przemykające jelenie i starszych państwa z pieskiem.

Zrobiliśmy 12 km w 3,5 godziny, a potem było ognisko i jajecznica z ogniska.





Related posts

Leave a Comment