Image default

Bolesław Usow „Konar”, podporucznik, dowódca partyzanckiego oddziału NOW-AK “Ojca Jana”, po wydostaniu się w dniu 15 czerwca 1944 r. z okrążenia na Porytowym Wzgórzu, nie udał się ze swoim oddziałem razem z partyzancką radziecką na wschód do Puszczy Solskiej. Uważał, że zbytnia koncentracja wojsk partyzanckich będzie łatwym celem dla Niemców i będzie narażona na ataki nieprzyjaciela. Po udaniu się w lasy na południe od wsi Kiszki i Ujście (wówczas Uście) zdecydował się w nich zostać i ukryć się tutaj razem ze swoim oddziałem. Te lasy były mu dobrze znane, ponieważ od 1941 roku pracował w nich jako nadleśniczy Nadleśnictwa Huta Krzeszowska. Uznał, że najpewniejszym i sprawdzonym miejscem do ukrycia będzie tzw. wyspa Kruć na północ od Huty Podgórnej, która swą nazwę zawdzięcza temu, że jest niewielkim suchym wzniesieniem pośrodku niedostępnych bagien i moczarów. Wielkość Krucia to w przybliżeniu koło o średnicy  120 m. Bolesław Usow Stwierdził, że tam ich nikt nie dostanie.

Na stronie sztafeta.pl w artykule „Wyjście z matni” Dionizy Garbacz zamieścił taką relację:

Na wyspie zabroniono palić ogień, obowiązuje stałe bojowe ubezpieczenie. Partyzantom dokucza głód i chłód. Doszło do tego, że zjedzono na surowo ostatniego konia. Później przyprowadzono jałówkę, którą również spożyto bez gotowania. Ludzie nie wytrzymywali psychicznie i fizycznie, „Konar” zwalniał ludzi na urlop, niektórym pozwalał na przenikanie przez niemiecki kordon do okolicznych placówek. Nie wszystkim się udało. „Markut” (Tadeusz Maruszak) nie mógł wytrzymać nerwowego napięcia i uzyskał zgodę dowódcy na przebijanie się przez kordon na własna rękę. Nie uszedł daleko, na przesiece dosięgły go niemieckie kule.
Oczekiwanie na koniec pacyfikacji przedłużało się, oddział wyraźnie topniał. Wspominał „Zawada” (Roman Adamczyk): „Po bitwie na Porytowym Wzgórzu udałem się z powrotem do Kedywu. Później z pieniędzmi, sto tysięcy złotych, wróciłem na bagna, gdzie jeszcze przeczekiwał pacyfikację oddział „Konara”. Ludzie chorowali na biegunkę, broni było więcej niż żołnierzy, nawet nie bardzo kto miał trzymać wartę. „Konar”, gdy mu przekazywałem pieniądze powiedział do mnie: „Wiedziałem, że „Zawada” jesteś porządnym chłopakiem”. Nie wiem nawet czy mnie znał, może z tego lasu, gdy po walce pod Świdrami, nocą zmarzniętego przygarnął mnie pod swoją pelerynę; noc była chłodna a ja bez marynarki, w samej koszuli. Kilka dni, na prośbę „Konara”, zostałem na bagnach, na zmianę z innymi chłopakami pełniąc wartę. Wartownia była w szałasie. I później za zgodą „Konara” z kilkoma chłopakami wróciłem do dywersji. Zwolnił nas z ciężkim sercem.”
Na Kruciu pacyfikację przetrzymało około pięćdziesięciu partyzantów. Gdy na dobre się uspokoiło, oddział opuścił bagna: co parę dni zmieniał miejsce postoju. Wkrótce z początkiem lipca, partyzanci z urlopu i placówek zaczęli wracać do obozu.

Tak wówczas, jak i dzisiaj na tę wyspę ciężko się dostać. Nie odnalazłem do niej żadnej ścieżki, a tym bardziej drogi. Przedzierałem się przez gęste zarośla po podmokłym terenie. Na szczęście nie było zbyt grząsko, więc bez kaloszy dałem radę. Kiedy dotarłem i wyszedłem z krzaków na pewny suchy grunt przecierałem oczy ze zdumienia, bo miejsce wyglądało jak rezerwat przyrody. Tam już bardzo dawno nie było żadnej wycinki. Stare drzewa leżą powalone obrośnięte mchem, inne dorodne grube pną się ku górze, sterczące suche pnie obumarłych drzew są dziurawe dziuplami jak ser szwajcarski; po prostu jest tu pięknie. Kiedyś partyzanci, a teraz dzika przyroda ma tu swoją ostoję. Po bliższej penetracji okazało się, że na wyspie jest słup z solą dla zwierząt, a więc wyspa jest odwiedzana częściej niż sporadycznie, leśnicy muszą się tu od czasu do czasu przemieszczać, więc ścieżka jakaś może tu być, ale niestety nie znalazłem jej.

Kruć wspomina jeszcze Maria Deresz w swoich wojennych wspomnieniach zatytułowanych “Niebo bez słońca”:
“Na czas pacyfikacji we wsi [Momoty Górne – czerwiec 1944 r.] pozostali tyko ludzie starsi i kobiety z malutkimi dziećmi. Młodzi chłopcy – jak już wspominałam – poszli do lasu. Dziewczęta uciekły pod opiekę oddziałów partyzanckich lub w przepastne bagna Błogie czy Kruć z obawy przed gwałtem. Wieś w większej części pozostała wyludniona”

Wyspa Kruć administracyjnie należy do Huty Starej (powiat niżański), mimo, iż najbliżej niej położona jest wieś Huta Podgórna. Jest to teren w zarządzie Nadleśnictwa Biłgoraj, więc jest zakaz poruszania się pojazdami mechanicznymi drogami leśnymi, oprócz udostępnionej do ruchu wąskiej asfaltówki Bukowa – Pęk.

Miejsce magiczne, przesiąknięte historią i duchami tych ludzi, którzy tu przebywali.  

(Jeżeli chodzi o lokalizację, to tym razem jej nie zdradzę. Ktoś, kto faktycznie jest zainteresowany tym miejscem, na pewno znajdzie jego położenie prędzej czy później.)

Zdjęcie partyzantów pochodzi z książki Mikołaja Kunickiego “Pamiętnik “Muchy””.

Related posts

Leave a Comment