Image default
Historia regionu Osówek

Czesław Aleksak – Opowieści z Osówka (4). Bolko muzykant

Bolesław T. należał według mnie do tej młodszej generacji przedstawicieli klanu starokawalerskiego w mojej wsi. Miał brata Wacława, który również dzielnie trzymał się tego stanu. Obaj byli życzliwymi i pracowitymi, ale jakoś żeniaczka ich dotknąć nie chciała. Raz Wacławowi trafiła się okazja, ale ktoś mu podobno dał przed ślubem napić się wódki, wskutek czego popełnił jakieś straszne gafy i ślub się nie odbył. Natomiast Bolko (użyłem tego zwrotu z powodu mojej sympatii do Bolesława) zapałał miłością absolutną do muzykowania. Najpierw spróbował gry na skrzypcach. Jako samoukowi szło mu całkiem dobrze. Nie było to jakieś porywające granie, ale na tutejsze warunki już dawało okazję do zorganizowania potańcówki dla młodzieży, czy ludzi w pełni dorosłych. Wystarczyło zapewnić lokal, Bolkowi na zachętę coś tam napiwku dać i Bolek zostawiał gospodarstwo, brał skrzypce pod pachę i szedł do kilkugodzinnego grania. Potem Bolko doszedł do wniosku, że lepszy od skrzypiec byłby akordeon. Z tych napiwków oraz z oszczędności jakie zawsze starał się czynić, kupił sobie nieduży, używany akordeon. Dość szybko opanował granie na nim paru utworów i znów popularność Bolka wzrosła, bo jednak akordeon to nie skrzypce – inny dźwięk i nieco łatwiej się gra.

Bolesław był mężczyzną wzrostu powyżej średniego i o dużym nosie. Ten szczegół był nieraz tematem dowcipów zazdrosnych kolegów, bo dziewczęta ogólnie lubiły Bolka, spokojnego i zakochanego w muzykowaniu. Dawały mu czasem sygnały, że chcą z nim randkować, gdy on zastanawiał się długo i jakby chciał wybierać najładniejsze. I trafiła się mu okazja w sąsiedniej wiosce, że został zaproszony do domu pięknej Kazi. Ale był tam tylko dwa razy, bo Kazia zniecierpliwiona dała mu ostatecznie znak, że nie chce już z nim się umawiać. Pytano potem Kazię, dlaczego odrzuciła zaloty Bolka? A Kazia prosto z mostu odrzekła: – No przyszedł ci ten Bolek, nos w kieszonkę wsadził i czekał nie wiem na co… a ja już swoje lata mam i na chłopa czekam, który coś umie i nie potrzeba go uczyć jak dzieciaka.

     I tak sobie Bolko żył, na początku z rodzicami i bratem, uprawiając niewielki areał pola o ubogiej i piaszczystej glebie. Później zaczęli go opuszczać najbliżsi, odchodząc z tego świata kolejno: ojciec, matka i brat, aż został sam. A jeszcze do tego zmieniły się obyczaje i rzadko ktoś prosił Bolka o granie. Był już wielki postęp w dziedzinie muzycznej. Nie trzeba było wiele zachodu, żeby bawić się przy naprawdę dobrej warsztatowo muzyce, odtwarzanej z płyt czy innych nośników dźwięku. Ale Bolko kochał muzykowanie do końca. W wolnej chwili wyciągał akordeon z szafy i grał dla siebie, dla swojej duszy i dla ruchu palców, którym zawdzięczał możliwość swojego ustawicznego grania. Bo kto wie, czy gdzieś tam w zaświatach po jego ziemskiej śmierci, nie przyjdzie mu zagrać na akordeonie, czy choćby na skrzypcach? 

     Już parę lat minęło, gdy Bolesław opuścił ziemski padół. Nie wiem czy jeszcze wielu go pamięta tak jak ja, grającego na akordeonie i wybijającego sobie rytm przez tupanie prawą nogą. Jego cierpliwość i zamiłowanie do grania bardzo mnie poruszały. I przez to nabrałem przekonania, że starokawalerstwo wcale nie musi być czymś niegodnym i może przynosić szczęście, jeśli nie kawalerowi to innym, co nie szukają go w filozofii.

Czesław Aleksak
14.10.2020 r.

Related posts

Leave a Comment