Image default

W Momotach Górnych znajduje się niezwykłej urody kościółek. Gdy się wchodzi do środka, wnętrze owej budowli zapiera dech w piersiach. Aż trudno w to uwierzyć, że to dzieło skromnego, aczkolwiek niezwykłego księdza.

Młodość księdza

Mowa oczywiście o ks. Kazimierzu Pińciurku. Ten człowiek, który został obdarzony wieloma wyjątkowymi cechami, w tym niezwykłym talentem rzeźbiarskim, cieślarskim, czy nawet ziołoleczniczym, potrafił tworzyć głębsze więzi w społeczności parafialnej.

Urodził się dnia 16 stycznia 1928 roku w Biłgoraju, jako syn kowala. Matka jego zmarła jak Kazimierz miał 1,5 roku. W 1942 roku ukończył szkołę powszechną. Cudem uniknął śmierci podczas okupacji. W 1943 roku brał udział przy budowie kolejki wąskotorowej Lipa – Biłgoraj.

ks. Kazimierz Pińciurek

Droga do kapłaństwa

W 1947 roku ukończył gimnazjum ogólnokształcące, natomiast w 1948 roku zdawał maturę w Liceum Państwowym w Lublinie. W końcu, w 1953 roku, po trzech latach studiów teologicznych na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim, otrzymał święcenia kapłańskie.

Zanim przybył do Momot, musiał przebyć kapłańską drogę jako wikary w parafiach: Markuszów, Wilkołaz, Niemce, Gródek, Turobin, Zakrzówek. Parafię w Momotach objął w 1970 roku jako administrator. Przyszły budowniczy kościoła, przybywając do śródleśnej wioski, już od razu poczuł, że trafił we właściwe miejsce.

Misja w Momotach Górnych

Ks. Kazimierz podjął niezrozumianą dla wiernych decyzję – postanowił, że nie będzie przyjmował pieniędzy za udzielenie sakramentów, czyli śluby, chrzty czy pogrzeby.

9 września 1972 roku doszło do najważniejszej uroczystości w historii Momot – został podpisany akt erekcji parafii, w skład którego wchodziły: Momoty Górne, Momoty Dolne, Kiszki, Ujście i Szewce.

W Momotach istniała już kaplica, która została zbudowana w 1938 roku, kiedy rządca majątku Mieczysław Mizerski przedstawił sytuację Marcinowi Zamoyskiemu. Ten nadał mieszkańcom Momot działkę, na którym wybudowano kaplicę, która była administrowana przez parafię w Janowie Lubelskim.

 Od 1972 do 1975 roku trwała rozbudowa przedwojennej kaplicy. Wykonano takie prace jak: powiększenie prezbiterium, poszerzenie nawy głównej oraz został dobudowany fronton kościoła z chórem.

Co ciekawe, przebudowa kaplicy, czyli tak naprawdę budowa kościoła, odbywała się bez zezwolenia (wydanie zezwolenia blokowały celowo władze partyjne PRL), bez żadnych planów, bez pomocy fachowców. Pracami wiernych kierował sam proboszcz. Mimo braku wykształcenia artystycznego oraz doświadczenia w budownictwie i ciesielce, na przestrzeni lat stworzył unikatowe rzeźby i płaskorzeźby, które od lat przyciągają koneserów sztuki sakralnej z całego świata.

Uwagę przyciąga ołtarz z prezbiterium, kasetonowy strop, płaskorzeźba Ostatniej Wieczerzy, droga krzyżowa oraz konfesjonał, chrzcielnica i ławki wyrzeźbione z różnych gatunków drewna. Warto przyjrzeć się kolorowym witrażom, w których ołów zastąpiono drewnem.

Ja wraz z serdecznym kolegą, Jakubem, zdajemy sobie sprawę, że zostało napisane wiele artykułów na temat ks. Pińciurka. Naszym celem jest przypomnienie czytelnikom tutaj o niezwykłym kościele.

Najbardziej obszernym źródłem artykułu była ksiażka Ewy Bajek “Dzieło serca i rąk”, Momoty 2009. Warto zajrzeć także do innej publikacji:

Tak opisuje pracę księdza Jerzy Moskal w tym artykule: http://tg.zsku-rzeszow.edu.pl/perelka-w-momotach-gornych-przepiekny-drewniany-kosciolek-i-jego-historia-tworcy-rzezbiarza-kaplana-kazimierza-pinciurka-opracowal-jerzy-moskal/

„Od 1972 do 1975 roku trwała budowa nowego kościoła na bazie starej kaplicy. Powiększono prezbiterium, poszerzono nawę główną oraz dobudowano fronton kościoła z chórem. Przebudowa odbywała się bez zezwolenia, żadnych planów, bez pomocy fachowców. Pracami wiernych kierował sam proboszcz, który również pracował razem z wiernymi. Od 1975 do 1992 roku ks. Kazimierz Pińciurek sam zajmował się wystrojem świątyni. Zaczął od prezbiterium. Ołtarz główny wyrzeźbił w formie Golgoty. Tam zostało umieszczone tabernakulum. Po obu stronach są płaskorzeźby ze scenami chrztu Pana Jezusa i zmartwychwstania. Sklepienie prezbiterium symbolizuje gwiaździste niebo. Po prawej stronie ołtarza proboszcz umieścił płaskorzeźbę Matki Bożej. Jest to kopia w drewnie wzorowana na cudownym obrazie Matki Bożej Łaskawej z janowskiego sanktuarium. Nad tęczowym łukiem w nawie głównej uwagę przyciąga płaskorzeźba Ostatniej Wieczerzy. Ks. Pińciurek zaprosił wprawdzie do współpracy rzeźbiarzy z Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie, ci jednak po zapoznaniu się z dotychczasowymi pracami, odmówili w obawie, że świątynia utraci wówczas swój niepowtarzalny charakter i ducha. Zatem cały wystrój kościoła: płaskorzeźby, polichromie, witraże, meble wyszły spod ręki niezwykłego proboszcza – rzeźbiarza-samouka. Sklepienia nawy głównej ozdobił on kasetonami przedstawiającymi tajemnice różańcowe oraz symbole męki i śmierci Chrystusa. W oknach świątyni znajdują się niezwykłe witraże – kolorowe szkło połączone zostało nie metalem, lecz drewnianymi ramkami. Również chrzcielnica, konfesjonał i ławki w świątyni oraz meble w zakrystii to dzieło rąk serca proboszcza artysty.”

(zdjęcie z książki E. Bajek “Dzieło serca i rąk)

Dziennik ks. Kazimierza

Fascynujące są fragmenty dziennika, który ksiądz Pińciurek prowadził, a które były publikowane w Janowskich Korzeniach nr 11 i 12, w artykule Marty Startek pt. „Ksiądz niezłomny”, w którym znalazły się obszerne fragmenty pracy na konkurs historyczny „Życie religijne w czasach PRL – jednostka, wspólnota, instytucja” zorganizowany przez Fundację im. Stefana Batorego i Ośrodek KARTA. Praca zdobyła pierwsze wyróżnienie.

„09.09.1972
Najgorsze jest to, że ludzie biedni, że nie można dostać zezwolenia na powiększenie i że w parafii nie ma żadnych fachowców. Od początku wiedziałem, że muszę tę kaplicę powiększyć. Najgorsze, że nie mając zezwolenia muszę wszystko robić „incognito”, tzn. nie mogę informować ludzi. Wciąż tylko mówię o wystroju. Chcę przedłużyć kaplicę na północ i w ten sposób prezbiterium byłoby dostosowane do liturgii. Boję się dwóch rzeczy: a) – nie mając zezwolenia w każdej chwili mogę mieć przeszkodę od władz państwowych, bo mogą zabronić i przerwać robotę; b) nie mam fachowców, sam się porywam na to powiększenie. Z obcych parafii nie mogę brać nikogo, bo nie mam zezwolenia. Ale za to mam poparcie od ks. biskupa ordynariusza Kałwy i to mi daje odwagi na rozpoczęcie roboty.

19.10.1973
W dalszym ciągu myślę, jak to poszerzyć, bo nie wiem, jaka jest konstrukcja starej kaplicy, a nie chcę rozbierać, by nie rzucać podejrzeń i trzymać się muszę zasady: stare rozbieram wtedy, jak nowe dobuduję. Tymczasem świadomość, że nie mam odwrotu i muszę poszerzyć, budzi niepokój, niepewność, a może ukryte zdenerwowanie. Już od 1971 roku, jak tylko przyszedłem, nie mam spokoju z tym kościołem. Kiedyś w Janowie przed konferencją ksiądz Karauda z Chrzanowa pyta się: – Co w Momotach słychać? A ja: – A co słychać. Nic nie słychać, bo nie wiem, co robić. A on: – Co robić? Uczyć dzieci, odprawiać. Tak – pomyślałem sobie – to o tym wiem, tylko gorzej, jak nie ma gdzie uczyć, nie ma gdzie normalnie odprawiać.


15.11.1973
Od rana przymrozek do minus 5 st.. Zaczęliśmy robić od 6.30. Murarz robi słupki przy stodole na szopę. My zakładamy przyciesie na zrobiony wczoraj fundament, szykujemy słupy, wzmacniamy łataną górę. Po obiedzie szalujemy. Mamy 1,5 m ściany i wtedy stało się to, czego się obawiałem. Przyjechało UB [Urząd Bezpieczeństwa]. Od razu z zapytaniem, kto nam, a zwłaszcza mi pozwolił na powiększenie kościoła. Ja tłumaczę: – Jakie powiększenie? Jest to tylko wzmocnienie całego dachu i stropu. Oni znowu: – A dlaczego ksiądz robi to teraz, przed wyborami do rad narodowych ? Ja mu odpowiadam: – W lecie nie mam czasu, bo muszę robić w polu, ogrodzie, na łące, bo parafia mała, muszę z czegoś żyć. – A dlaczego – mówią – ksiądz nie zapytał się o pozwolenie w Powiatowej Radzie? Wtedy ja: – Gdybym brał majstrów i zbierał składki, to bym się pytał, ale ja robię sam i przychodzą mi pomagać. Mówią: – A przepis jest, że wszelkie remonty przy obiektach sakralnych wymagają zezwolenia. Miałem im odpowiedzieć: Akurat, a skutek jest taki, że się nie otrzyma, bo już 3 lata złożyłem podanie na wykończenie przedsionka i nie mam żadnej odpowiedzi. Ale się powstrzymałem i przyznałem, że tu zrobiłem błąd i mówię: – Co więc mam teraz zrobić, co ja powiem ludziom? Oni: – Trzeba jechać do powiatu i prosić przewodniczącego. Obiecałem, że jutro pojadę i porozmawiam. – Niech ksiądz jakoś z nim załatwi, bo będą kłopoty: kolegium, kara, itd. A dziś, niech ksiądz ich odprawi i powie, że musi jutro jechać do Janowa. Jeszcze raz z szosy pooglądali i odjechali. Ja zaraz wróciłem do roboty. Jeszcze do wieczora oszalowaliśmy całą ścianę zachodnią. Zostało jeszcze 1,5 od zakrystii. Mieli jutro wykończyć, a ja wybieram się jechać. Nie wiem czy dobrze, że tak się stało. Wiadomo, przy budowie kościoła Bóg wymaga ofiar. Na początku załamało się rusztowanie i jeszcze do dziś mnie boli ramię. Dzisiaj bela przygniotła mi palec u lewej ręki, który mi spuchł i boli. Na ten dodatek jeszcze perypetie z władzami, ale muszę to ścierpieć, bo tu potwierdza się powołanie kapłańskie. 16 listopada 1973r. Jestem w powiecie u przewodniczącego. Mówię, jak sprawa stoi. Powiedział, że przyjedzie zobaczyć. Ja tymczasem po przyjeździe z Janowa o 10-tej kończyłem z pomocnikami obijać ściany i łączyć dach. Przyjechali we dwóch po południu. Sądziłem, że tylko z zewnątrz obejrzą, ale licho ich nagnało do kościoła i wtedy zobaczyli, że nie 50 cm, ale ponad 1 m poszerzony. Wymyślają mi jak mogą, i mówią, że łamię przepisy, że gdybym był prostym człowiekiem, to już bym był na kolegium itd. Po tym ich kazaniu zaprosiłem ich na plebanię. Powoli ostygli, zachęcali do włączenia w akcję wyborów, rolniczą, itd. Na pożegnanie oznajmili mi, że kara mnie nie ominie, że się zastanowią. Wstąpili do sąsiada, który jest komendantem ORMO. Tam byli dłuższy czas. O czym mówili, nie wiem. Może dowiem się później. Ja tymczasem po złączeniu dachu zacząłem kryć blachą z Małkiem, który blachę uginał na dole, a ja pasowałem na górze. Pokryłem 4 m i wieczór nas zastał.

W zbiorze „Piękne zakątki otaczającej nas przyrody w pracach laureatów konkursu krajoznawczego „Poznajemy ojcowiznę” (Biłgoraj, 2006) ukazała się praca „Wspaniały człowiek, życie i twórczość ks. Kazimierza Pińciurka” autorstwa Anny Kulik, Nataszy Czacharowskiej, Agnieszki Łukaszczyk i Agaty Kluz, gdzie można znaleźć jeszcze takie ciekawostki:

„Podczas nocnego montażu ścian nawy nastąpiła pomyłka w pomiarach i budynek utracił symetrię i poprzez to zyskał na wdzięku. Lewa strona kościoła jest szersza od prawej. Te nierówności maskują obrazy: z prawej – matki Bożej Różańcowej, z lewej – św. Wojciecha, które dają wrażenie symetrii. (…)
Kolejnym etapem prac był wystrój wnętrza. Ksiądz Kazimierz nigdy jeszcze w swoim życiu nie przeciął nawet deski. (…) Ksiądz K. Pińciurek zajął się dekorowaniem sklepienia. (…) Gdy Kuria Biskupia  Lublinie dowiedziała się, że ks. Pińciurek rozbudował starą kaplicę i zajął się dekorowaniem przysłano komisję do oceny pracy. Specjaliści orzekli, że prace są naiwne i proste. Po przerwie w pracy nad sklepieniem powrócił do niej z nowym pomysłem. W prezbiterium na sklepieniu wykonał 95 kasetonów. Gdy ks. Kazimierz zauważył, że ręce zaczynały mu drżeć postanowił zatrudnić rzeźbiarzy. Przyjechał specjalnie na prośbę proboszcza Stanisław Kulon z Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie ze swoim kolegą. Po obejrzeniu planów i kościoła stwierdzili, że mogą dokonać wystroju wnętrza, lecz nie będzie to miało wartości takich jak wykonane ręką księdza. Po jakimś czasie S. Kulon napisał do księdza, że prace związane z wystrojem idą w dobrym kierunku. Cały wystrój wnętrza, jego klimat ma księdza w swojej duszy.”

Obok kościoła znajdują się groby mieszkańców pomordowanych podczas pacyfikacji, kapliczki z upamiętnieniem nazwisk pomordowanych, piękna drewniana dzwonnica, amfiteatr, a także fontanna płacząca ze św. Wojciechem, która ma przypominać łzy żołnierzy składających broń w 1939 r., Grota Zniewolenia – symbolizująca wydarzenia z czasów okupacji oraz Grota Wyzwolenia, która powstała na pamiątkę wydarzeń z 1989 roku.

Motto życiowe księdza

” Jak człowiek widzi potrzebę i ma szczere chęci, to może zrobić więcej, niż mu się wydaje. To przychodzi od Boga”.

Ks. Kazimierz Pińciurek, wybitny i niemal legendarny już budowniczy, twórca, architekt kościoła pw. św. Wojciecha w Momotach Górnych, zmarł 21 marca 1999 roku w wieku 71 lat i został pochowany na tutejszym cmentarzu parafialnym.

Wspomnienia

Jeszcze jak żyła moja ciocia, opowiadała mi, że ówczesny proboszcz parafii św. Michała Archanioła w Soli, ks. Adam Gorzelewski, organizował wycieczki rowerowe na odpust MB Łaskawej do Janowa Lubelskiego. Zawsze ta grupa rowerowa pielgrzymów zatrzymywała się na poczęstunek w Momotach Górnych, gdzie ks. Kazimierz częstował strudzonych rowerzystów poczęstunkiem.

Niestety, nie zdążyłem go poznać, ale tak mi najbardziej to zapadło w pamięci o tym księdzu.

Podczas inwentaryzacji krzyży biłgorajsko-janowskich w 2021 roku, miałem przyjemność dowiadywać się od mieszkańców Szewców, jaki był ksiądz. Wciąż żywy w ich pamięci, nawet wśród młodych. I na własnych uszach (w aparatach oczywiście) przekonałem się o niezwykłym szacunku do budowniczego kościoła.

A kościół w Momotach? Otóż to, Drodzy Czytelnicy, czym prędzej przybywajcie do tej pięknej, śródleśnej wioski, przekonać się na własnych oczach i skórze, jak wygląda te cudowne dzieło. Dzieło jego życia, jego serca, jego pasji, jego powołania. To trzeba po prostu poczuć.

Related posts

Leave a Comment