Image default
Historia regionu

Wojna polsko-polska w partyzantce na terenie Lasów Janowskich i okolic. Początek 1944 roku (1)

Poniższy tekst pochodzi z książki Marka Jana Chodakiewicza „Narodowe Siły Zbrojne. „Ząb” przeciw dwu wrogom” (Wydawnictwo Fronda, Warszawa 1999 r.) i jest z niej przepisany. Niektóre przypisy tam zawarte, które uważałem, że uzupełniają treść, przytoczyłem w nawiasach.

Fragment tej książki przedstawiam, ponieważ chciałbym nim zwrócić uwagę na to jak wyglądała sytuacja partyzancka na naszym terenie i w okolicach. Chodzi o to, aby wzbudzić świadomość, że w czasie II wojny światowej oprócz walki z okupantem niemieckim ludność polska zwalczała się również między sobą.
Trwała regularna wojna polsko-polska między siłami niepodległościowymi (narodowościowymi, popierającymi polski rząd w Londynie), a siłami popierającymi przyszły nowy socjalistyczno-komunistyczny ład zaprowadzany we współpracy ze Stalinem; nowy porządek – władza dla ludu, a nie dla panów, który miał być alternatywą do przedwojennej sanacji. 
Dla tych pierwszych komuniści byli drugim wrogiem równym Niemcom, ponieważ chcieli oddać Polskę pod wpływy bolszewików radzieckich, a tym samym pozbawić jej pełnej niepodległości i poddać ją kolejnym represjom (bardzo żywa była sprawa Katynia). Dla tych drugich natomiast niepodległościowcy byli faszystami współpracującymi z Niemcami, ponieważ nie chcieli wyzwolenia Polski przez Stalina, mimo iż ten współpracował z aliantami.

Stosunki Armii Krajowej (AK) (naciskanej w tej kwestii przez polski rząd w Londynie, który z kolei był naciskany przez aliantów) z Armią Ludową (AL) (partyzantką komunistyczną) jeszcze jakoś się układały, chociaż wszystko było na ostrzu noża i wystarczył pretekst aby zaognić sytuację. Natomiast między Narodowymi Siłami Zbrojnymi (ZSZ), czyli frakcją niepodległościową mniej uzależnioną od polskiego emigracyjnego rządu, a Armią Ludową trwała regularna wojna.

Fragment książki Marka Jana Chodakiewicza „Narodowe Siły Zbrojne. „Ząb” przeciw dwu wrogom” (Wydawnictwo Fronda, Warszawa 1999 r.):

„W tym okresie bowiem [luty 1944 r.] NSZ i inne organizacje niepodległościowe doświadczyły poważnych kłopotów z powodu wzmożonej aktywności komunistów – zarówno politycznej oraz wojskowej, jak i rabunkowej. Działalność ta skierowana była nie tylko przeciwko pojedynczym działaczom podziemia prolondyńskiego, ale przeciw całym placówkom i oddziałom partyzantki niepodległościowej. Cierpiała tez ludność cywilna.

W Kraśnickiem, korzystając z nieobecności „Zęba” [ Leonarda Zub-Zdanowicza – dowódcy oddziału NSZ], komuniści przeprowadzali konfiskaty na terenie całego powiatu, a szczególnie we wsiach sympatyzujących z niepodległościowcami.

14 lutego, dozbrojony sowieckimi zrzutami, 120-osobowy oddział PPR [Polska Partia Robotnicza] odważył się wejść, według własnych słów jego członków, „do takich gniazd wstecznictwa jak Łychów, gdzie urządziliśmy wiec w domu ojca „Cichego” – Piotrowskiego z NSZ, gdzie przemawiał „Andrzej” [Jan Knadel] i ja [Stanisław Bieniek]”. Pod groźbą śmierci spędzono ludność w jedno miejsce i kazano wysłuchać płomiennych przemówień rewolucjonistów. Potem komuniści rekwirowali żywność i inne przedmioty od „reakcjonistów”. Na szczęście tym razem nikogo nie zabito.

Grupa AL „Cienia” napadała na Zakrzówek – twierdze niepodległościowców – w tym czasie kilkakrotnie. Według raportu AK:

„W dniu 18.II.44 o godz. 16 weszła do Zakrzówka banda licząca 200 osób. Rabowali po domach, a lepsze obuwie i odzież zdzierali z ludzi na ulicach. Na zapytanie poszkodowanych dlaczego tak robią, odpowiedzieli „my za was giniemy”. Z apteki zabrali sporo medykamentów.”

Komuniści ponownie napadli na Zakrzówek 24 lutego. Oprócz przeprowadzenia konfiskaty mienia prywatnego AL-owcy zniszczyli Zarząd Gminy. Zabrali ponadto 10000 złotych z prywatnej apteki. Koszty „walki” o władzę „ludu” ponieśli ponownie zwykli Polacy. Niemcy nałożyli na mieszkańców gminy kontrybucję w wysokości 57350 złotych za szkody wyrządzone w zarządzie, która była rozłożona „sprawiedliwie” na wszystkich mieszkańców.

Następny napad AL na Zakrzówek miał miejsce 29 lutego. Komuniści uprowadzili z tej osady doktora Jana Kołtuna i mgr. farmacji Bronisława Górnickiego. Obaj zakładnicy byli współpracownikami podziemia niepodległościowego. Ludność Zakrzówka wykupiła ich od komunistów za 100000 złotych. 3 marca „Cień” pokazał się w Zakrzówku po raz kolejny. Tym razem AL-owcy zadowolili się zabraniem dwóch krów, czterech świń, dziewięciu koni i dwóch wozów. 8 marca komuniści skonfiskowali w Zakrzówku cztery kożuchy, dziesięć koni, wóz i 290 złotych. Nie oszczędzili też innych miejscowości.

(…) 23 lutego „cieniowcy” zaatakowali majątek Józwów pod Bychawą, ostoją oddziałów AK. Wprowadzając teorie walki klas w czyn, ludzie „Cienia” zatłukli krzesłami na śmierć dwóch żołnierzy AK: właściciela dóbr – inż. Wincentego Jankowskiego oraz rządcę – Józefa Ubogorskiego. Następnie obrabowano majątek. Zabrano osiemnaście koni, jedną świnię i dwanaście metrów zboża. Uprowadzono ze sobą jako zakładnika jednego z fornali, którego po krótkim czasie rozstrzelano.

W nocy z 6 na 7 marca grupa związana z PPR ze Słodkowa III ze Stanisławem Kasperkiem, Leonem Sokalem, Józefem Balawandrem, Stefanem Wielgusem oraz Wacławem Kawęckim z Karpiówki napadła w Stróży po raz kolejny na dom rodzinny podporucznika Edwarda Wróbla („Eustachy”) – członka NSZ. Nie zastawszy ppor. Wróbla, komuniści pobili jego brata i bratową. Następnie przystąpili do rabunku:

„1) Zdarli ze 4 poduszek porządnych poszewki białe w dobrym stanie. 2) Buty mojego bratanka (…) w dobrym stanie. 3) Nowe ubranie niedzielne. 4) 40 kg. mąki pszennej (…) 5) Dwie bańki na mleko (…) 6) Wodze do lejcy parokonnych, strzemienne. 7) Wagę dziesiętną z 6 ciężarkami (…) 8) Nóż w niezłym stanie. 9) Konia (klacz) – sześć lat o dobrym wyglądzie. 10) Uprząż na konia. 11) Około pół metra żyta. 12) Bat (…) Przeczesali całe mieszkanie, komory, strych, plewy na strychu, oborę, stodołę i komorę przy stodole (…) Gdy odjeżdżali nakazali, ażeby nic nigdzie nie mówić, że byli i co wzięli, bo w przeciwnym razie wystrzelają całą rodzinę.”

Tak przedstawiała się działalność „kwatermistrzowska” PPR. Jeżeli chodzi o działalność polityczną, to oczekując na przybycie Armii Czerwonej komuniści rozpoczęli w tym okresie prawie otwarte przygotowywanie się do przejęcia władzy tworząc Rady Narodowe. Organizacje niepodległościowe wystąpiły przeciw tej działalności, grożąc „tym, którzy wejdą do nas [do PPR], kara śmierci

Ze swojej strony PPR-owcy sami eliminowali tych spośród członków Rad Narodowych, którzy byli im niewygodni. Raport AL z 22 marca 1944 stwierdza: „Zdarzały się wypadki, że oddziały AL na skutek podszeptu pewnych osób napadały na osoby, które bądź należą do Rad Narodowych, bądź też są kandydatami, dlatego tylko, że są endekami. Często stawiane są w AL zarzuty, że ktoś jest endekiem i trzeba go bić lub zabić. Powołując się na uchwałę WRN [Wojewódzkiej Rady Narodowej] mówiącą, że za poglądy zabijać nie wolno, stwierdzam, że nastawienie takie nie jest zgodne z wolą narodu”.

Natomiast działalność wojskowa komunistów, oprócz przeprowadzenia kilku akcji przeciw Niemcom, przejawiała się wypadami grup bojowych przeciwko oddziałom niepodległościowym. 25 lutego 1944 roku dowództwo AL w Kraśnickiem wydało rozkaz dotyczący zabierania broni „grupom reakcyjnym tym, które nie chcą podporządkować się AL, a dążą raczej do walk bratobójczych”.

Rozkaz ten był w efekcie sygnałem do ataku na wszystkie oddziały prolondyńskie, a szczególnie na NSZ. Nie można bowiem było się spodziewać, że jakikolwiek partyzant niepodległościowy odda dobrowolnie broń swym prosowieckim przeciwnikom. Podobne rozkazy były wydawane przez komendy AL w innych powiatach i w rezultacie w wielu miejscowościach na Lubelszczyźnie doszło w tym okresie do starć oddziałów komunistycznych z niepodległościowymi.

Jeszcze 20 stycznia komuniści zastrzelili „dowódcę grupy 3 [AK?] w Zakrzówku”. 26 stycznia AL-owcy rozbroili trzydziestoosobowy oddział Kedywu AK z Urzędowa, prawdopodobnie zabijając kilku jego członków. Na początku lutego szef żandarmerii lubelskiej AL Feliks Kozyra („Błyskawica”) zorganizował zasadzkę na kraśnicki oddział AK por. Stanisława Łokuciewskiego („Mały”), raniąc kilku partyzantów, a czterech biorąc do niewoli. 7 lutego „oddział PPR” wpadł do jednej z melin AK pod Lublinem. Na miejscu zastrzelono jednego AK-owca, jednemu udało się ujść, czterech porwano, następnie zabito. Nocą z 12 na 13 lutego wypadówka AL zastrzeliła w tej samej okolicy następnych dwóch żołnierzy AK.

Nie oszczędzono również NSZ. 10 lutego w lesie Trzciniec na pograniczu powiatu kraśnickiego i puławskiego porwano, obrabowano i zastrzelono żołnierza placówki NSZ Zakrzówek Mariana Hoffmana. W tym czasie oddział „Dziadka” ostrzelał z zasadzki w Antolinie patrol NSZ „Lamparta”.

W raporcie AL nr 35 z 16 lutego 1944 roku z Lubelszczyzny czytamy: „W walce z bandą reakcyjną [AK] składającą się z 7 ludzi, w tym 1 furman, 5 zostało zabitych (rozstrzelanych). 1 z nich zwiał”.

17 lutego koło Momotów Górnych zastrzelono strzelca NSZ „Sałatę” (N.N.). Niedługo potem komuniści zabili w Radomyślu nad Sanem kaprala podchorążego NSZ „Pewistę” (N.N.).
(„Sałata” miał zostać zabity przez „bandytów” podczas patrolu pod Janowem Lubelskim. „Pewistę” zastrzelił „Długi” – najprawdopodobniej z AL („bandyta”) – w Radomyślu nad Sanem. „Długi” był przedtem w NSZ. „Sałata” i „Pewista” służyli u „Stepa”).
Zapewne również w tym czasie oddział AL „Przepiórki” zastrzelił komendanta placówki NSZ Radomyśl-Żabno, Gustawa Krawczyka. Patrol AL pod dowództwem Tadeusza Gryty zabił żołnierza NSZ Józefa Późniaka z Zakrzówka.

Możliwe, że właśnie wtedy oddział AL „Błyskawicy” zastrzelił „w nieznanych okolicznościach” kwatermistrza Obwodu Kraśnik AK Leszka Jankowiaka („Morawski”). Oprócz tego, z nieujawnionych powodów, pod Salominem AL-owcy zastrzelili dwanaście osób najpewniej związanych z podziemiem niepodległościowym.

22 lutego partyzanci sowieccy wraz z rodzimymi komunistami zabili komendanta AK powiatu włodawskiego „Sępa” (N.N.). Niedługo po tym wydarzeniu zastrzelono dwóch innych AK-owców: oficera dywersji i kwatermistrza. Pod koniec lutego inny oddział AL rozstrzelał dwóch żołnierzy NSZ z grupy „Bracława” (N.N.), którzy stawili opór podczas akcji rozbijania urzędu gminnego i rabowania apteki w jednej wsi pod miejscowością Kamionka w Lubartowskiem.

Na początku marca pod Ostrówkiem w Lubartowskiem w zasadzkę zastawioną przez bliżej nie zidentyfikowanych AL-owców wpadł miejscowy oddział niepodległościowy (NSZ bądź AK), tracąc trzech zabitych i jednego rannego. Parę dni później pod Kamionką ci sami AL-owcy zaskoczyli kolejny oddział niepodległościowy zabijając trzech i raniąc dwóch partyzantów. W leżącej nieopodal Kolonii Skrobów zraniono dwóch „reakcjonistów” z miejscowej placówki AK. Następnie AL-owcy zaatakowali oddział leśny AK w Białowodzie w Puławskiem, zabijając sześciu żołnierzy. (Wszystkie te akcje odbyły się bez strat własnych komunistów, jeśli nie liczyć potyczki stoczonej w nocy z 25 na 26 marca we wsi Olszanka, w okolicy Turobina, z oddziałem AK z Turobina, w trakcie której AL-owcy – uciekając – stracili 1 rannego partyzanta i 1 rannego konia).

3 marca ludzie z oddziału AL „Błyskawicy” zaatakowali oddział AK-BCh, zabijając kilku żołnierzy i raniąc ich dowódcę wachmistrza Edwarda Bryczka („Ostoja”). 9 marca, według raportu PPR, oddział podporucznika AL Bolesława Kaźmieraka vel Kowalskiego („Cień”) zastrzelił we wsi Boiska dwóch BCh-owców z placówki w Dzierzkowicach. Potem komuniści wychłostali kilku „endeków”, czyli po prostu nieżyczliwych im chłopów. W tym samym czasie grupa Kiełbasy porwała i zastrzeliła w Osieku żołnierza BCh Władysława Palenia. Ogółem od stycznia do marca 1944 r. na zachodniej Lubelszczyźnie z rąk komunistów zginęło przynajmniej pięćdziesięciu niepodległościowców.

Komunistyczny autor raportu z 22 marca 1944 r., opisując te „zwycięstwa” AL, stwierdził tryumfalnie: „Po naszej stronie strat nie było. Ogólnie można powiedzieć, że inicjatywa walki przeszła w nasze ręce. Mamy wolny kraj.”

Aby uniknąć przypadków wzajemnego zwalczania się, komendant lubelskiej AK ppłk Tumidajski, licząc na dobrą wolę komunistów (ale jednocześnie nie zarzucając działań chroniących ludność cywilną przed bandytyzmem), zawarł jeszcze 2 marca 1944 r. porozumienie z dowództwem AL i wydał odpowiednią instrukcję swoim podkomendnym:
„5. Unikać zatargów, a w wypadkach gdyby takowe zaistniały, starać się załatwić je na drodze pokojowej. W wypadkach, gdyby interwencja pokojowa nie odniosła skutku, bronić się.
6. O faktach napadu, jak i odmówieniu lojalnego stosunku do AK oddziałów AL, meldować natychmiast z podaniem co najmniej pseudonimów dowódcy oddziału [AL], w stosunku do którego w przyszłości wyciągnę bezwzględne konsekwencje traktując go jak bandytę”
(Porozumienie z AL nie znaczyło, że AK zaprzestała działań antybandyckich. I tak na przykład dokument AK z 8 marca 1944 nadmienia, że oddział AK właśnie rozbił grupę rabunkową składającą się z Sowietów. Chodziło prawdopodobnie o fakt rozbicia na przełomie lutego i marca przez samoobronę AK z Firleja w Lubartowskiem, pod dowództwem Zygmunta Kapcia, grupy dziewięciu jeńców sowieckich, wytropionych przez leśniczego z Bud.)

Jednakże dowództwo Okręgu Lublin AL, zapewne podniecone serią zwycięstw nad oddziałami „reakcyjnymi”, niewiele sobie robiło z umiarkowania komendanta lubelskiej AK ppłk. „Marcina”. Oficjalnie dowództwo AL miało utrzymywać poprawne kontakty z komendą AK. Nieoficjalnie oddziały AK miały być traktowane jako „reakcyjny wróg” na równi z NSZ. Odzwierciedlają ten stan rzeczy ton prasy PPR-owskiej, raporty AL i uchwał komunistycznych z tego okresu.

Meldunek z 22 marca 1944 r. stwierdza, że: „Reakcja AK jest z nami w kontakcie, jednak z nimi musimy już raz na zawsze zakończyć, ponieważ z nimi do porozumienia nie dojdziemy, bo mają hrabiów i tych pachołków wojskowych”. Meldunek z 31 marca brzmi:
„3. Reakcja [AK] – konferencji odbyliśmy wiele, nie dochodzi na nich do niczego konkretnego, tylko do zapewnień, że nie będziemy do siebie strzelali. Podporządkować ich można, lecz tylko siłą”.

Natomiast artykuł opublikowany 2 kwietnia 1944 r. w PPR-owskim piśmie stwierdza wprost, że: „NSZ i AK – to dzieci jednej matki” (Komuniści bez ceregieli stawiali znak równości między NSZ a AK. Na przykład w jednym z dokumentów z lata 1944 napisane jest, że 27. Wołyńska Dywizja AK to „gady reakcyjne” jak NSZ).
Oprócz tego, utworzona przez PPR Wojewódzka Rada Narodowa w Lublinie przegłosowała 13 kwietnia 1944 r. uchwałę przyrównującą Narodowe Siły Zbrojne do niemieckiego okupanta. Ponieważ wielokrotnie komuniści porównywali – zresztą słusznie, jeżeli chodzi o niezłomny stosunek do sprawy niepodległości kraju – AK do NSZ, zgodnie z logiką oznaczało to, że dla PPR-owców i AL-owców Armia Krajowa również była wrogiem, takim jak hitlerowcy. Nie jest więc dziwne, że w praktyce komuniści odnosili się do AK w ten sam sposób jak do NSZ, atakując zarówno pojedynczych działaczy i sympatyków, jak również słabsze oddziały.”

cdn

(Na zdjęciu wyróżniającym artykuł znajdują się partyzanci 1 Brygady AL im. Ziemi Lubelskiej)

Related posts

Leave a Comment