Image default

W Osówku (gm. Potok Wielki) – leśnej niewielkiej wsi o dosyć rozsypanej zabudowie – naprzeciwko kaplicy św. Józefa Robotnika i tuż za pomnikiem ofiar pacyfikacji, znajduje się stary drewniany budynek, który popada w ruinę. Jego wnętrze jest zdewastowane, a z zewnątrz obrastają go drzewa i krzaki. Całość jest zamknięta na kłódkę, ale przez dziury w oknach i drzwiach można tam zajrzeć. Ten budynek to stara szkoła podstawowa. Jak się dobrze przyjrzeć ściance pod daszkiem ganku widać jeszcze ślady po urzędowych tablicach.
Ile jeszcze ten budynek postoi? Zapewne niedługo. Czy wiele osób pamięta ten obiekt, kiedy jeszcze tętnił życiem i gwarem uczniów? Już coraz mniej. Warto ocalić od zapomnienia historię tego miejsca i ludzi, którzy tam pracowali i się uczyli.  

Dzisiaj część trzecia – ostatnia – cyklu artykułów na ten temat. Szkołę z ostatnich lat jej funkcjonowania wspomina jej absolwentka Ewelina Garbacz.

Sal do nauki było w szkole trzy. Z czasem doszły dwie na górze, gdzie wcześniej były zamieszkane kawalerki.
Wszystkie pomieszczenia na dole to dwie sale lekcyjne po prawej stronie, pokój nauczycielski (tzw. kancelaria) na wprost, po środku korytarz ze schodami na górę i jedna sala po lewej stronie, z której było przejście do dwóch dalszych pomieszczeń służących za mieszkanie. To przejście tylko w ostatnich latach działania szkoły było otwarte, gdyż wówczas nikt tam nie mieszkał. Wcześniej, kiedy te pomieszczenia były zamieszkane, przejście blokowała szafa, a do mieszkania było wejście z tyłu szkoły przez ganek.


W jednej z sal klasowych po prawej stronie była biblioteka i uczyły się dzieci od klasy 1 do 3 (pierwsze drzwi po prawej), a w drugiej sali klasy 4-5 (drugie drzwi po prawej).
Z kolei w sali po lewej stronie uczyły się dzieci z klas 7-8. Tam też odbywały się zabawy choinkowe i andrzejki.   
Z korytarza prowadziły schody na górę (zawsze skrzypiące), były obite drewnianą ścianką, na której wisiały haczyki, tym samym korytarz pełnił rolę szatni.


Na górze znajdowały się dwa pomieszczenia: jedno na prawo i drugie na lewo. Wcześniej były to mieszkania, z czasem mieszkanie zostało tylko po prawej stronie, po lewej utworzono salę lekcyjną – uczyła się tam klasa 6 – a jeszcze później w obu pomieszczeniach utworzono klasy do nauki.
Część mieszkalna była zamieszkiwana przez nauczycieli: samych lub z rodzinami.

Klas uczących się było 8. We wcześniejszych latach szkoły była jeszcze zerówka, ale w ostatnich, ze względu na brak uczniów (klasy liczyły 2, 3 lub 5 osób), dzieci od razu szły do klasy pierwszej.

Pod koniec istnienia szkoły było ok 23. uczniów.

Szkoła została zamknięta 25 czerwca 1999 roku.

Grono pedagogiczne i pracownicy szkoły w momencie jej zamknięcia:
– Nauczyciele – Pani Janik T., Pani Sołtys I., Pani Syp A., Pan Sulowski A., Pan Wieleba M.
– Dyrektor – Pan Wierzyński E.
– Woźna – Pani Sołtys J.

Kolonie letnie nie były organizowane w czasie funkcjonowania szkoły. Po jej zamknięciu był okres, kiedy pobliskie szkoły przyjeżdżały na nocowania (biwaki). W czasie funkcjonowania szkoły, jako uczniowie mieliśmy organizowane wycieczki np. w Góry Świętokrzyskie, a zimą kuligi i ogniska w lesie. Sklepu nie było w pobliżu ale z tego co wiem był we wcześniejszych latach.  Z przodu szkoły znajdowała się i znajduje nadal kaplica pod wezwaniem św. Józefa Robotnika.

Po prawej stronie szkoły jest budynek zwany salą lub świetlicą. Odkąd pamiętam bezużyteczny, ale we wcześniejszych latach były prowadzone w nim lekcje, gdy uczniów jeszcze było dużo.  Pomiędzy tą świetlicą a szkołą mieliśmy boisko do siatkówki. Z tyłu szkoły stoi nadal mały budynek z czerwonej cegły; to dawny składzik na przechowywanie węgla, gdyż każda sala klasowa miała swój piec kaflowy, którymi były ogrzewane w zimie.

Po lewej stronie szkoły znajduje się boisko na którym odbywały się lekcje w-f. W ostatnich latach zostało ono odnowione przez Gminę Potok Wielki.

Dzieci które uczęszczały do szkoły pochodziły z pobliskich wiosek: Malińca, Gwizdowa i Osówka. Po zamknięciu szkoły dzieci z Osówka i Malińca zostały przeniesione do szkoły w Potoczku, a dzieci z Gwizdowa do szkoły w Modliborzycach.

Autobus nigdy dzieci do szkoły w Osówku nie dowoził; dzieci do szkoły chodziły na piechotę, co niektórzy szczęśliwcy rowerami jeździli. Czy to była wiosna, jesień, czy zima nie było transportu. A zimy wtedy były z  dużym śniegiem i ostrym mrozem. Osobiście do szkoły przemierzałam ok. 4 km  w jedną stronę na piechotę.

Stan szkoły na dzień zamknięcia uważam za bardzo słaby. Brak ogrzewania centralnego, brak bieżącej wody, brak toalet, przeciekający dach i nieszczelne okna nie dawały szans na dalsze funkcjonowanie budynku bez możliwości remontu. 

Jak już dzisiaj wiadomo remont nigdy nie nastąpił. Budynek szkoły osiąga z roku na rok kolejne stopnie degradacji. Najprawdopodobniej zostanie w najbliższych latach rozebrany.

Poniżej zdjęcia szkoły z 2006 r. i z 2020 r.
Zdjęcia z roku 2006 r. wykonał Marcin Siwek; dziękuję za możliwość ich wykorzystania.

Related posts

3 komentarze

Czesław Aleksak 17 sierpnia 2020 at 10:05

Dla mnie, byłego ucznia szkoły w Osówku, to jest przerażająco smutna refleksja. Ciśnie się na usta pytanie: dlaczego tak stało się lub czy musiało się to stać? Niestety, podejrzewam że wieś się wyludnia, że z pola widzenia być może ucieka przyszłość tej wsi. W północnej części wsi, gdzie urodziłem się, kiedyś było około 20 rodzin. Teraz podobno z rodzimych mieszkańców żyje tam tylko jedna osoba i sezonowo parę osób napływowych. Odchodzili stąd ludzie przede mną i po moim wyjściu dlatego, że nie widzieli szans na rozwój – nie było utwardzonej drogi a prąd elektryczny doprowadzono chyba w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku. Dziękuję pani Ewelinie i także wszystkim uczestnikom za ten opis – nic nie może przecież wiecznie trwać – pisała chyba Wisława Szymborska. Życzę wszystkim mieszkańcom Osówka żeby mimo wszystko przyszłość ich nie przerażała. Kiedyś wysiedlono Łemków z ich miejsc rodzinnych i teraz po dziesiątkach lat odkrywa się na nowo ich siedliska. W Osówku kiedyś może być podobnie, że śladem historycznych wydarzeń, będzie wracało się chętnie do tej leśnej wsi, jak do Inwokacji w Panu Tadeuszu.

Reply
Sylwester Kuziora 17 sierpnia 2020 at 22:58

Smutna ta historia szkoły w Osówku , podobnych jest w okolicy kilka (Kochany, Nalepy, Baraki Nowe, i inne). Duże wsie które nagle zamarły. Lasy Janowskie teraz kojarzą się z przyrodą i śladami po dawnych wsiach. Kiedyś było inaczej, las dawał zatrudnienie i pieniądze. W tych wsiach tętniło życie, ludzie tu mieszkali , pracowali i wychowywali dzieci. Były zabawy po tych wioskach na które zjeżdżali się ludzie z okolicy. Przez długi czas właśnie w lasach łatwiej było o pieniądze niż na wsiach typowo rolniczych. Chłopaki z lasów mieli pieniądze żeby na takiej zabawie pokazać się, postawić komuś, poznać pannę i przekonać ją żeby w tych lasach zamieszkała. Lasy dawały pracę nie tylko przy eksploatacji drewna, były huty szkła (np. w okolicach Bani), wytwórnie maź i terpentyny, smolarnie, huty żelaza (np. Studzieniec, Ruda Jastkowska), tartaki, młyny, wiatraki, stawy hodowlane. Do tego jeszcze dochodziło rzemiosło, zbiór runa leśnego. Przez długie lata był powód żeby w tych lasach mieszkać. Druga wojna światowa odcisnęła piętno na tych wioskach , większość został zniszczona , a bardzo duży procent ludzi zabity (chyba największy porównując różne rodzaje miejscowości). Po drugiej wojnie było bardzo dużo pracy w leśnictwie, całe wsie miały pracę przy różnych zajęciach w lesie, budowano drogi i osuszano tereny. Powstawały szkoły, sklepy i wydawało się że nastały najlepsze czasy. Jednak okazało się że ta praca w lesie jest dużo mniej opłacalna jak praca w miastach. do tego mieszkańcy lasów nie mogli korzystać z dóbr które dawał rozwój cywilizacyjny. Wszyscy młodzi powyjeżdżali, zostali najstarsi którzy do lat 80, 90 żyli jak dawniej. Później te wioski szybko umierały. Zmiana nastąpiła na początku tego wieku. Zamożni ludzie wykupywali upadłe zabudowani i działki i budowali sobie leśne dacze. Wsie ożyły lecz już w całkiem innej formie.

Reply
Ryszarda 5 września 2020 at 21:04

Z sentymentem oglądam zdjęcia i przypominają mi się klasy, wejście na gorę i te skrzypiące schody. Biblioteka w szafach, które stały w klasie. Na zdjęciu widzę dzwonek na prąd a za moich czasów był tylko ręczny, Pani woźna albo uczeń dyżurny dzwonili na przerwy i lekcje. . Zimą otrzymywaliśmy gorące mleko które Pani woźna gotowała na kuchni, z domu przynosiliśmy chleb a w szkole dostawaliśmy przepyszne klarowane masło. Na ganku stały stoły introligatorskie, Pan kierownik uczył nas jak oprawiać czasopisma i ratować rozpadające się książki – w ramach prac ręcznych. Robiliśmy kalejdoskopy z potłuczonych bombek choinkowych, albumy na zdjęcia, igielniki itp itd. Było harcerstwo i zuchy, działaliśmy a jakże. Pan kierownik wraz z nauczycielami organizował ciekawe zajęcia terenowe np poznawaliśmy alfabet Morse`a. Odbywały się zawody sportowe, turnieje palanta, piłki nożnej, ręcznej. W tej szkole pierwszy raz oglądałam film który wyświetlała ekipa kina objazdowego. W ramach białych niedziel przyjeżdżali lekarze i pielęgniarki, badali dzieci, kierowali do specjalistów.
Wydarzeniem był przyjazd pana listonosza bo przywoził listy, gazety które Rodzice prenumerowali oraz nasze pierwsze czasopisma Świerszczyki.
W karnawale odbywały się przedstawienia i zabawy choinkowe dla dzieci i dorosłych, dzieciom do tańca przygrywał na akordeonie kolega Wiesław.
Ech….. można by tak wspominać bez końca.
Na słowa uznania i podziękowania zasługują nauczyciele, kierownictwo szkoły, pracownicy obsługi za tytaniczną pracę w jakże trudnych warunkach.
Krótko mówiąc była to szkoła życia i okno na świat w który wyfrunęliśmy.

Reply

Leave a Comment