Image default
Przyroda regionu

Prosto z lasu (1). Las Borki w gminie Annopol

Przynajmniej raz w roku staram się odwiedzić kompleks prywatnych lasów o nazwie Borki znajdujący się w mojej gminie Annopol na Lubelszczyźnie. Jest to grupa kilkudziesięciu podłużnych zagajników posadzonych na dawnych gruntach dworskich przekazanych w ramach reformy rolnej 1944 roku w ręce prywatne. W kompleksie tym znajduje się też lasek, którego jestem współwłaścicielem. Grunt na którym rośnie należał do mojego prapradziadka, później pradziadka a potem mojej babci.

Jakiś czas temu otrzymałem informację, że w tym niewielkim kompleksie pojawiają się coraz częściej jelenie i łosie, i postanowiłem sprawdzić czy faktycznie są jakieś ślady ich bytności.

Las znajduje się w bliskim sąsiedztwie gminnego wysypiska śmieci i niestety zalegają w nim od lat ogromne ilości odpadów. Na polach wplecionych między podłużne paski lasów można znaleźć wiele krzemieni. Występuje tu głównie tzw. krzemień rachowski, jego nazwa pochodzi od dawnej nazwy Annopola. Zaraz po wejściu w las wypłoszyłem z zarośli jakieś kopytne zwierzę, jelenia albo sarnę. Niestety nie udało się go zobaczyć. Na polach dwa spotkania z ptasimi drapieżnikami, najprawdopodobniej myszołowami. Jeden z nich siedział na roli, chyba coś tam upolował. Jeszcze w strefie śmietnikowej, między sosnami natrafiłem na szczątki jakiegoś psowatego. Czaszka bardzo duża, masywna, z pełną szczęką i kompletnym uzębieniem, najprawdopodobniej psia, leżąca tam od bardzo dawna, mocno porośnięta mchem. Będę ją weryfikował bo może akurat jest wilcza..


Grzybów jadalnych w lesie niewiele, poza maślakami, których można by uzbierać sporą ilość, ale ja nie zbieram, i rycerzykami, które jedzą nieliczni. Poza tym trochę ładnych kani i kilka dużych pieczarek. Szczególnie ciekawe te pieczarki bo rzadko mi się trafiają, a w lesie ekstremalnie rzadko. Kiedyś miałem w tym lesie miejsce, z którego co roku przynosiłem reklamówkę rydzów. Niestety, ta miejscówka już nieaktualna. Rydzów nie widać nigdzie.

Kiedy zatrzymałem się przy śródpolnej połaci nawłoci, aby zebrać znalezione kanie, z jej gąszczu dobiegł mnie odgłos skoku jakieś niedużego zwierzęcia. Nie ukazało się jednak moim oczom, bo łodygi z kwiatami polnych chwastów sięgały mi piersi. Coś poruszyło się i zatrzymało. Wszedłem zaciekawiony w zieloną połać i po chwili wyskoczyła z niej na zaorany grunt młoda sarna. Nie wiedziała co ją wypłoszyło więc nie uciekała daleko, zatrzymała się przy drzewach kilkanaście metrów ode mnie i rozglądała się próbując zidentyfikować to co ją wystraszyło. Mnie dało to czas i możliwość nakręcenia telefonem krótkiego filmu. Nie miałem możliwości zrobienia zdjęć, bo karta w lustrzance zaskoczyła komunikatem „full” choć nie ma na niej zdjęć i odmówiła współpracy. Miałem więc dziś tylko kilka kilo więcej na darmo do noszenia. Sarna po kilku chwilach, chyba wtedy gdy już mnie zobaczyła, w skokach oddaliła się w głąb lasu. Był to tegoroczny maluch, jeszcze niezbyt wyrośnięty.

Szedłem trochę zaoranymi polami rozglądając się za świeżymi zrzutami sarnich, koźlich parostków bo właśnie rozpoczął się trwający do połowy grudnia okres, kiedy samce zwane czasem sorami je zrzucają. Chyba jednak jest jeszcze za wcześnie. Na początku października zrzucają poroże bardzo sporadycznie. Towarzyszył mi dobiegający zza zabudowań pobliskiej wsi i niosący się z silnym dzisiaj wiatrem po otwartych hektarach upraw klangor licznej grupy żurawi, zapewne pożywiających się gdzieś na polach.

Informacje o występowaniu tu jeleni potwierdziły się. Świadczą o tym najlepiej tegoroczne spały czyli dość świeżo obgryzione z kory młode drzewka. Ich świeże tropy oglądałem też na mokrym gruncie pól przez które przechodziłem.


Stuletnia część tego leśnego kompleksu została najbardziej dotknięta skutkami tegorocznej, czerwcowej nawałnicy, która połamała tutaj dziesiątki starych drzew i w większości zalegają one nieuprzątnięte. Eksplorację tej starej części utrudnia rosnące coraz wyżej poszycie w postaci jeżyn, dzikiej róży i innych leśnych, kolczastych krzewów. Kto przedzierał się przez taki las, wie o czym mówię.

W pewnej chwili praktycznie spod samych nóg wystrzelił wystraszony jarząbek. Spotkanie z tym sporym ptakiem zawsze cieszy, bo nie są tu częste, ale też zawsze wygląda tak samo. Są tak szybkie, że nie ma szans na zrobienie zdjęć. Obserwowałem też dziś kilka sójek i sporo kosów. Na obrzeżach lasu porozrzucane zwierzęce kości. Idąc przez rzadziej odwiedzaną przez grzybiarzy część lasu mijałem liczne legowiska saren. W jednym z takich miejsc, w pobliżu gęstego zagajniczka wypłoszyłem jelenia. Nie zobaczyłem nawet fragmentu jego korpusu ale odgłosu jelenia przedzierającego się przez gęstwinę nie da się z niczym pomylić.

Na koniec leśnej wędrówki odwiedziłem własny lasek. Jako że jest położony w pobliżu polnej drogi, ludzie wysypują tu śmieci. Ale oprócz nich znalazłem coś jeszcze. Najpierw kości, dość świeże, jeszcze z pozostałościami tkanki miękkiej i sierści. Kręgosłup wyglądał bardzo masywnie. Myślałem, że być może to upolowany przez wilki jeleń. Penetrując rodzinny zagajnik odnalazłem czaszkę otoczoną pozostałymi szczątkami i dużą ilością sierści. Kolejny psowaty i kolejny bardzo duży osobnik. Czaszka również pójdzie do identyfikacji, sprawdzenia pod kątem „wilczości”.

W kolejnym zagajniku zauważyłem zanętę w postaci wysypanych kilkudziesięciu kilogramów ziemniaków, więc z całą pewnością ktoś tu poluje. Widziałem tu zresztą zimą tego roku myśliwego polującego z auta, co jest zabronione i karalne.


Powoli, nieco zmęczony bo wybrałem się na tę eskapadę na głodnego, zmierzałem do przypiętego do drzewa roweru. Chciałem zdążyć na grającą dziś z Sevillą Barcelonę o 16:15 a była już 17. Jak się później okazało, sędzia przedłużył specjalnie dla mnie pierwszą połowę o 8 minut, a drugą o 10. Niestety, dumie Katalonii to nie pomogło. Przegrała sensacyjnie 4:1 choć Wojtek bronił jak mógł, a Lewandowski spudłował ważnego karnego, choć jego skuteczność w jedenastkach to 90%. Chyba pierwszy raz widziałem, żeby nie trafił z karnego w światło bramki.

Gdy wracałem do domu polną drogą, niebo się rozchmurzyło i żegnało mnie pięknymi cumulusami na błękitnym tle. Liczyłem dziś na dużo więcej ale nie wracałem z pustymi rękami. W jednej sakwie trochę świeżych grzybów, w drugiej trochę starych kości, a w głowie trochę wiedzy o tym, co w trawie tego lasu piszczy.

Related posts

Leave a Comment